Postanowiłem w końcu napisać post dotyczący martwego ciągu, gdyż jedna sprawa nie daje mi spokoju...
Otóż martwy ciąg (klasyczny, tj. z ugięciem nóg) wykonuję od niedawna (bodajże rok, w porównaniu do stażu to niedługo). Obciążenie zwiększałem/am stopniowo, bez żadnych szaleństw.
W czym problem? Po wykonaniu serii odczuwam "nieprzyjemnośći" w dolnym odcinku kręgosłupa (celowo użyłem tego określenia, gdyż nie jest to stricte ból w tego słowa znaczeniu).
W pierwszych dwóch seriach z mniejszą liczbą powtórzeń (do 5-6) owe uczucie nie jest odczuwalne. Gorzej, gdy w pozostałych 2 setach zwiększam liczbę powtórzeń do >10. Wtedy czuję mocne "rwanie" w dolnym odcinku kręgosłupa, które utrzymjue się przez jakieś 30 minut (czyli po wykonaniu reszty ćwiczeń na plecy wszystko wraca do normy).
Oczywiście staram się robić ciąg poprawnie technicznie, uważać za równo na "koci grzbiet" jak i "łódkę" (zazwyczaj w/w ćwiczenie wykonuję przed lustrem, co ułatwia mi w miarę ocenić poprawność techniczą)...
Ciężar w pierwszej serii nie jest zbyt duży (~140kg), potem wykonuję regresję.
Używam pasa treningowego. Warto również dodać, iż po każdym powtórzeniu "ciągnę" sztangę z martwego punktu, nie wykonuję niebezpiecznego "sprężynowania" ani nie zatrzymuję ciężaru przy ziemi (chociaż do niedawna tak zwykłem robić).
Szczerze mówiąc nie wiem, jaki jest stan mojego kręgosłupa (mam na myśli to, iż raczej nie mam skoliozy, lordozy itp.), zapewne w wieku niewiele >20 nie powinien być w najgorszej kondycji.
Oczywiście treningi są poparte odpowiednią dietą, o SAA nawet nie ma mowy.
Przepraszam, że się trochę rozpisałem, ale zrobiłem to w celu otrzymania jak najdokładniejszej diagnozy...
Może po prostu ten "ból" w dolnym odcinku kręgosłupa ma występować i kropka?