Codziennie po kilka treningów, w każdym katują biceps do momentu aż nie są w stanie utrzymać ręki w zgięciu.
W armwrestlingu na sukces składa się wiele czynników, ale przede wszystkim czas.
Zrozumieć to może tylko ten, kto poznał cierpienie jakie przynoszą ze sobą treningi. Sam często siedzę wieczorem w domu, smarując ręce maściami i wierz mi - nie żałuję. Bo po takich męczarniach, za kilka dni wracam na stół i jestem za każdym razem bardziej i bardziej zmotywowany do walki.
Pomyślałem sobie tak : skoro mnie boli, to może traktować to jako nagrodę i sprawić, żeby ów ból był przyjemnością.
Nie chodzi o ciężar tylko o to, jak bardzo się starasz.
Nie jest to jakiś głupi żart. Wygrać prestiżowe zawody może byle kto. Mistrzem zostaje się nie ze względu na siłę a osobowość. Najlepszym przykładem może być Maciej Gralak, startujący w kategoriach niepełnosprawnych. Nikt nie pyta jakim ciężarem ćwiczy, liczy się to, co reprezentuje.
To tak na marginesie.
A trening to już sprawa tak naprawdę ciężka do ustalenia, bo armwrestlingu nie trenuje się podobnie jak
split czy fbw, tylko raczej odwrotnie - partie najważniejsze - na pierwszym planie, inne - ogólnorozwojowo. Na przykład klatkę armwrestlerzy powinni (jak wynika z wielu szkół) trenować siłowo, unikając zbędnych przyrostów.
I powtórzę jeszcze - nie ilość a jakość. Więc to, że ktoś trenuje biceps 2 razy w tygodniu czy więcej nie znaczy, że będzie lepszy od tego kto trenuje raz.
Przepraszam, że nie odpowiedziałem na pytanie, ale to mi chodziło po głowie od dłuższego czasu i postanowiłem wyrzucić z siebie ;)