Jestem osobą przy sobie, która pracuje za biurkiem i nie uprawia sportów. No więc czas to zmienić.
W poniedziałek zapisałem się na siłownię, głównym celem ma być zrzucenie kilogramów. Instruktor na siłowni kazał mi wskoczyć na początek na 10 min bieżni a potem przejść na przyrządy. Różne przyrządy, różne partie mięśni, 3 razy po 15 powtórzeń na każdym przyrządzie. Problem w tym, że przedobrzyłem. Mój organizm nie był przyzwyczajony do wysiłku a i mnie wydawało się, że jestem w formie sprzed paru lat. Troszkę za duże obciążenie, czasem nawet bolało ale starałem się dotrwać do końca. Dziś jest środa, mam znów wybrać się na siłownię (co 2 dni), problem w tym, że ja nadal się ledwo ruszam, boli jak jasna cholera. W poniedziałek zaraz po siłowni nie czułem bólu, czułem tylko, że lekko drżą mi mięsnię ramion. Poniedziałkowa noc/wieczór to był ból. Każdy najmniejszy ruch rąk to ból, ba!, nawet bez ruszania boli, tępy ból. Pół nocy nie przespanej. Liczyłem, że wtorek będzie ciut lepszy. Jak ja się myliłem. Wtorek był horrorem. Ból cały czas. Każdy ruch to jak torturowanie samego siebie, nawet kubka z kawą nie mogłem podnieść. Wieczorem dziewczyna wymasowała mnie z użyciem jakieś maści rozgrzewającej. Liczyłem, że środa będzie już dużo lepsza... ale nie jest. Nadal czuje ból przy każdym najmniejszym ruchu. Głównie mięśnie ramion i klatki piersiowej (tu gdzie ramiona łączą się z klatką).
Wiem, że to moja wina, że przesadziłem, że trzeba pocierpieć, bez praczy nie ma kołaczy itd. Pytanie czy powinienem iść dziś na siłownię czy może poczekać jeszcze jeden dzień. Sądząc po intensywności bólu nie sądzę, żeby jutro było dużo lepiej a z drugiej strony jak pomyśle, że w tym bólu mam coś podnosić... chyba, że ból przejdzie po małym rozruszaniu się (które samo w sobie będzie katorgą) i łyknięciu dwóch ibupromów. Także proszę o małą poradę.
Dzięki.