Panie Profesorze, podczas igrzysk w Vancouver pobrano 2 tys. próbek. Stosowanie dopingu zarzucono jedynie polskiej biegaczce narciarskiej Kornelii Marek. Czy to znaczy, że sportowcy i ich sztaby mają coraz skuteczniejsze środki, które kamuflują doping?
Z dopingiem sytuacja jest trudna. Z jednej strony nie robi się żadnych badań, które wykazałyby, jakie jest rzeczywiste rozpowszechnienie dopingu w sporcie wyczynowym. Z drugiej, jeśli spojrzymy tylko na liczbę pozytywnych wyników kontroli wśród przebadanych sportowców, to można by powiedzieć, że doping nie stanowi wielkiego problemu, bo odsetek wpadek jest nieduży.
Wiadomo jednak, że doping jest stosowany. Dowodem na to są relacje zawodników, którzy przestali uprawiać sport, zeznania i procesy sądowe oraz informacje od tych, którzy wpadli. Jaka jest więc prawda?
Zapewne leży pośrodku. Wydaje mi się, iż coraz częściej występuje bardziej racjonalny i wysoko kwalifikowany sposób stosowania środków dopingujących, stąd mała jest liczba pozytywnych wyników. Dotyczy to przede wszystkim czołówki zawodników. Na ich rzecz pracują specjaliści i całe laboratoria (np. afera BALCO). I nie jest to spiskowe postrzeganie świata. Również w Polsce powstał pomysł takiej właśnie działalności na rzecz jednej z dyscyplin sportowych, bardzo związanej z dopingiem. Tak więc cały czas osoby stosujące doping starają się być o krok przed obecnie stosowaną kontrolą. A wpadki pojawiają się wówczas, gdy doping jest źle stosowany. Często dlatego, że nie uwzględniono różnych czynników decydujących o metabolizmie organizmu (np. przeziębienia, zredukowania obciążeń treningowych, dodatkowych stresów itp.)
Część sportowców maskuje stosowanie dopingu np. chorobami.
To też ważny problem w walce z dopingiem. Podczas igrzysk w 1996 roku startowało 383 "astmatyków", a już w 2000 r. w Sydney 618. To nie wynik tego, że ta ciężka choroba, która w rzeczywistości uniemożliwia uprawianie sportu wyczynowego, rozpowszechnia się wśród sportowców. Wiąże się to głównie z faktem, iż leki stosowane w astmie oskrzelowej podawane przez dłuższy czas przed zawodami działają jak zabronione sterydy anaboliczne. Więc zawodnicy zgłaszają, że chorują na astmę na wszelki wypadek, z ostrożności przed wpadką. Inni zawodnicy "cierpią" np. na cukrzycę i dlatego stosują insulinę, która ma potężne działanie anaboliczne.
Znany lekarz sportowy dr Robert Śmigielski postawił kiedyś tezę, że niedozwoloną farmakologią faszerują się wszyscy sportowcy, których na to stać.
Myślę, że wszystkich wysoko kwalifikowanych zawodników stać na doping, choć na pewno nie wszyscy się dopingiem posługują. Doping farmakologiczny, choć w niektórych formach rzeczywiście drogi, nie jest problem finansowym. Można by nawet stwierdzić, iż większość środków dopingujących jest stosunkowo tania (szczególnie w relacji do dochodów zawodników).
Podobnie jest w naszym codziennym życiu. Życiu, które bez pigułki nie istnieje. Reklamy każą nam aplikować bomby witaminowe, odżywki, preparaty wzmacniające dosłownie wszystko.
To prawda, z tym, że np. suplementy diety i witaminy czy inne związki z tego kręgu należą do tzw. legalnego wspomagania, podobnie jak inne substancje niezakazane przez WADA (Światowa Agencja Antydopingowa). To olbrzymi rynek, którego wartość tylko w Polsce sięga kilku miliardów złotych. Sięganie przez człowieka do substancji poprawiających wydolność organizmu jest stare jak świat i leży głęboko w charakterze człowieka. Można powiedzieć, że od zawsze ludzkość poszukiwała substancji wspomagających wysiłek fizyczny. Środki pobudzające, narkotyczne czy inne psychostymulujące stosowane są w wielu kulturach świata. Prawdopodobnie już podczas igrzysk w Berlinie w 1936 roku zawodnicy stosowali testosteron. Dzięki temu hormonowi (wówczas oczywiście był legalny) ciężarowcy radzieccy w 1954 podczas MŚ w Wiedniu osiągnęli tak ważny z politycznego punktu widzenia sukces.
W tym roku wśród polskich sportowców, u wspomnianej już Kornelii Marek czy kolarzy braci Szczepaniaków, wy-kryto zakazaną erytropoetynę. Proszę wyjaśnić, na czym polega ten rodzaj dopingu.
Erytropoetyna w dopingu funkcjonuje od wielu lat. Podawana jest w zastrzykach. Zwiększa ilość hemoglobiny we krwi, a więc środka odpowiadającego za transport tlenu. A tlen to dla mięśni podczas wysiłku fizycznego najważniejszy element w ich pracy. Trzeba jednak dokładnie wiedzieć, jak ją stosować, by nie przesadzić i by nie powstał za wysoki hematokryt (ryzyko dyskwalifikacji!) oraz by jej podawanie nie było za bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Trzeba też ocenić, w jakim czasie przed kontrolą podać EPO (by zdążyła się rozłożyć) i by jej już nie można było wykazać w organizmie. Kiedyś problemem było wykrywanie EPO, bo wiązało się to z dużymi kosztami oraz niepewnymi metodami laboratoryjnymi. Jednak teraz jest to procedura coraz bardziej powszechna i metodologicznie bezdyskusyjna. Wykrywanie między innymi EPO łączy się właśnie z postępem w kontroli antydopingowej.
Czy Kornelia Marek może nie wiedzieć, skąd pozytywny wynik badania na obecność EPO w jej organizmie?
Teoretycznie jest to możliwe. Mogła mieć olbrzymie zaufanie do osoby, która robiła jej zastrzyki, a wystarczy jeden, aby wynik kontroli był pozytywny. Prawdopodobnie był on podany na zasadzie: a może się uda. Podający raczej nie miał rzetelnej wiedzy na temat erytropoetyny. W istocie osoby stosujące doping farmakologiczny posługują się często wiedzą szemraną, czyli zasłyszaną jeden od drugiego.
Badania wykazały, że wielu sportowców jest gotowych umrzeć wcześniej, byle tylko stanąć na olimpijskim podium. Jakie konsekwencje ponoszą ci, którzy się dopingują?
Najczęściej stosowane są substancje androgenno-anaboliczne, przyjmowane przez długi czas, nawet latami. Im młodszy organizm, tym większe wywołują w nim spustoszenie. I niekoniecznie w czasie przyjmowania, bo następstwa pojawiają się w późniejszym życiu. Niszczą one m.in. układ rozrodczy, wątrobę, przyspieszają miażdżycę, powodują nadciśnienie, przerost mięśnia sercowego, no i fatalnie wpływają na psychikę (stany maniakalne, depresje). Natomiast najczęstsze powikłania przy EPO to zakrzepica, zatory, nadciśnienie. Co prawda dziś nie słychać już np. o umierających na trasach kolarzach - dlatego trzeba przyznać, że stosowanie dopingu zostało bardziej zracjonalizowane.
Są i tacy, którzy opowiadają się za legalizacją dopingu.
Nie można go zalegalizować. To byłby koniec podstawowych idei sportu. Doszłoby do powstawania osobników niewyobrażalnie patologicznych, a sport równałby się zdecydowanie chorobie.
Czy dziś doping różni się czymś od tego z lat 70. czy 80.?
Stosowane substancje są w większości te same, np. nandrolon - ciągle doceniany w dopingu, ma już kilkadziesiąt lat. O dużym postępie możemy mówić w przypadku EPO, bo wprowadza się nowe, silniejsze preparaty. Stosuje się też inne związki z grupy czynników wzrostu. Ku przestrodze przytoczę wyniki badań sportowców byłej NRD z lat 70. i 80. Wykazały one, że np. sportsmenki traciły ciąże 32 razy częściej, 30 proc. zawodników miało problemy endokrynologiczne, 75 proc. psychiczne, 25 proc. zapadło na raka i tyle samo na marskość wątroby. Zmiany chorobowe dotknęło też ich potomstwo.
Jaka jest przyszłość dopingu w sporcie? Bo w sport bez dopingu trudno uwierzyć.
Niewątpliwie hitem będzie, jeśli już nie jest, doping genetyczny, czyli modyfikowanie genów, aby zwiększyć wydolność fizyczną. Chciałbym jednak zdecydowanie podkreślić stałą konieczność walki z dopingiem. Moim zdaniem kontrola antydopingowa odnosi sukcesy, a WADA okazała się strukturą skuteczną. Gdyby nie kontrole, doping stosowaliby wszyscy zawodnicy, a tak wyhamowują one jego masowość. Ważna jest też edukacja młodzieży, która ciągle szuka substancji zwiększających masę mięśniową. Nauczanie o zagrożeniach, wynikających z nieprawidłowego stosowania suplementów oraz substancji nielegalnych, może być ważnym elementem zwalczania dopingu.
Paweł Pluta, "Polska The Times"
TRENINGI KATOWICE
IG
https://www.instagram.com/bestbodysebastianszmit/