Tak..., dobijam do czterdziestki, a o kulturystyce gdym jeszcze był młody i ćwiczyłem regularnie, wiedzę czerpałem z takich periodyków jak wydawana w latach '80 "Kulturystyka", a potem na początku 'lat 90 sławetny "Jacek". Oczywiście przyczynkiem do siłowni był wówczas jak u większości moich rówieśników Arnold, Stallone i pęd na laseczki, by ciało samo wołało „chuć" ...
Po 16 latach przerwy w regularnym (tak na oko 5x tydzień x 1,5h) treningu na normalnej siłowni (wtedy to była taka co ma atlas, a nie tylko toczone na ślusarni własnoręczne działa typu hantel ze śrubą zaciskową od traktora) - trochę zachęcony przez dobrego kolegę, trochę przez rosnący sześciopak brzuszyska (a i kardiolog swoje trzy po trzy dołożył ;) ) postanowiłem ruszyć swoje zasiedziałe przy komputerze dupsko... Biegać nie lobię, pływać się "odzwyczaiłem" - pozostał więc rower i siłownia.
Jeśli was jeszcze nie znudziłem tym przydługim wstępem (majaczenia chorego kwalifikujące go do intensywnego leczenia? ) to powiem, że nie byłem pewien w jaki dział ten post wstawić... takie całkiem początkujący nie jestem bo ok 5 lat dźwigałem różne ciężarki regularnie, z drogiej strony moja wiedza treningowa, dietetyczna, czy suplementowa jest jakby to powiedzieć z czasów końca okresu komuny... więc cokolwiek przeterminowana (i to przeżarta przez pleśń...). W sumie wybrałem dział dla zaawansowanych z dwojga "złego" - nie widząc działu pośredniego. Więc ewentualny błąd w tym zakresie mi wybaczcie (zrzucam to na "podeszły" wiek :) )
No więc zacznę od tego, że postanowiłem już 2 lata temu zacząć cokolwiek się gimnastykować tym co mam w domu. Dwie sztangielki z wymiennymi ciężarkami to niewiele, ale jakieś podstawowe ćwiczenia można porobić, a dorzucając różne pompki i przysiady (podciąganie na umieszczonym w drzwiach drążku wyglądało cokolwiek komicznie ;) ) udało mi się w ok 2 mies. przypomnieć mięśniom, że kiedyś np. biceps był uginany nie tylko pod ciężarem butelki z piwem, tudzież innych używek procentowych. Niestety, ta przymiarka z wakacji sprzed 2 lat wygasła stopniowo po rozpoczęciu roku szkolnego... obowiązki, ciągle jakieś - zrób coś - kobitki itd...
Teraz jednak postanowiłem być nieugięty. Córa podrosła, kobitkę nieco pozytywniej nastawiłem do moich fanaberii i od czerwca regularnie przy użyciu tych samych sztangielek ćwiczę. Bez forsowania, takie 30-40 minut 5 razy w tygodniu systemem 3 dni - przerwa, 2 dni - przerwa. Efekt jest taki, że po 3 miesiącach takiej zabawy (robię głównie bardziej podstawowe ćwiczenia i nie ukrywam te , co najbardziej lubię, by poczuć znowu jak przed lat tzw. "pompkę") uznałem , że trzeba kupić coś dodatkowego (dokupiłem pasująca do posiadanych obciążników sztangę łamaną) , by poszerzyć nieco zakres ćwiczeń (dobrałem taką, by dało się nią również ćwiczy trochę barki, klatę i pośrednio inne partie), no a teraz stwierdziłem stanowczo - wracam na siłownię! Jest wrzesień, znowu zaczną się obowiązki, ale 1. siłownię mam 300m od domu, 2. jest niedroga (na karnecie wychodzi 3-4 zł za dzień bez ograniczeń) 3. Jest elegancko wyposażona jak na tę cenę . 4. jak zapłacę, to będzie mobilizacja, że nie zaprzepaszczę znowu tych 3 mies. regularnego machania jak 2 lata temu, no i jednak siłka jak jest paru chłopa co ćwiczą zawsze raźniej robi, mobilizuje a i jak zapłacę z góry za miesiąc, to szkoda będzie wjazdów marnować ... czyż nie mam racji? sami powiedzcie.
Z tym wszystkim co wyżej napisałem (jeśli ktoś jeszcze ten poemat czyta) wiąże się kolejne... Właśnie, przeglądając to forum spotkałem się z takim ogromem wiedzy, że już nie pamiętam co czytałem na początku. Wielu z Was mimo j- ak na moja opinię - młodego wieku, posiada wiedzę wielokroć większą, niż ja byłem w stanie posiąść paręnaście lat temu, nawet jak już miałem odpowiedni staż. Pomyślałem więc , że stopniowo wdrożę się w interesujące mnie tematy i oczywiście w zakresie w którym będę chciał coś osiągnąć. Problem w tym , że jeszcze sam nie wiem do dokładnie ma mi dać ta siłownia. Bardziej wiem czego raczej nie ma mi dać, a to co będę chciał zyskać dzięki - mam nadzieję - regularności , być może wyewoluuje jeszcze w nieco większe wyzwanie niż mógłbym teraz zakładać.
Na pewno nie będę kulturystą. Wprawdzie kiedyś teoretycznie przygotowywałem się do regionalnych zawodów, ale przy moich - nie da się ukryć - dolegliwościach, musiałem z tego zrezygnować , bo po prostu wyszły pewne sprawy przy nadmiernym obciążeniu organizmu.
Ćwiczyłem między 88-93 rokiem. Zaczynałem mając 171 cm wzrostu, 56 kg wagi (to nie błąd !) i o ile pamiętam 28 w prawym i 25,5 w lewym bicepsie :) Nigdy nie stosowałem dopingu, ani po prawdzie suplementów. W tamtym czasie (przynajmniej w mojej okolicy) na siłowni brzmiało tylko jedno słowo; "Portagen" - gdzie? w aptece na raceptę... Recept nie miałem, ale znalazłem jedną jedyną apteczkę, gdzie dostępna była "odżywka" Polfy bodaj o nazwie Rapid (białkowa) i multicośtam węglowodanowa... Kupiłem zapas saszetek na ok 1 miesiąc stosownie do swojej ówczesnej wagi. Jednak wadą Rapidu było mówiąc wprost - niepohamowane pierdzenie o wybitnie jadowitym zapachu - co koledzy na siłowni byli mi mili wypomnieć. Co tu dużo mówić, było to jakieś suplementowe źródło białka dla sportowców, jednak, gdy wytłumaczyłem gawiedzi na siłowni co jest przyczyną moich samorodnych "dolegliwości" po kilku dniach "gazy" mieli już wszyscy, a w mojej tajnej aptece szybko zabrakło Rapidu i było po ptokach...
Kupiłem jeszcze odżywkę na masę bodaj jakiś Musculon 2. Cena zjadła oszczędności w owym czasie, a porcja normalnie starczająca bodaj na 2 tygodnie była przeze mnie zjadana ok 1,5 miesiąca. Niemniej faktycznie jak futrowałem się przy niej na potęgę różnymi ryżami, obfitymi obiadami itd. to przytyłem i to sporo (he... bodaj z 20 kg... niekoniecznie masy mięśniowej). I to tyle mojej suplementacji. Dietę miałem obfitą choć w tamtych czasach nie było mowy o jakimś układaniu - po prostu się dużo jadło (przynajmniej na poziomie uczniowskim - siłowniczym).
Z różnych powodów przerwałem jednak treningi - zdrówko, znudzenie, po części też kumple się wykruszyli i samemu się nie chciało...
Dziś dobijając do czterdziestki postanowiłem, ze w zasadzie czemu nie. Prowadzę od wielu lat tryb siedzący życia i coś trzeba zrobić by dać ciału jakieś pozytywne bodźce niż dźwięk zasysania fotela, czy kanapy podczas wstawania ze stękaniem.
W związku z tym ośmielę się Was pytać o różne rzeczy - wybaczcie jeśli nie fachowo. Nie wszystko od razu bo post już się opasły zrobił. Zacznę może więc skromnie od tego, że jako CEL na razie postawiłem sobie poza powrotem do regularnego ćwiczenia porostu bardzo powolną poprawę sylwetki. Chciałbym jednak zyskać po parę centymetrów w obwodzie wszystkich grup mięśniowych, tracąc tłusty pasek wieprzowy w talii (moim celem nie jest na razie kaloryfer, ot raczej redukcja zwisu).
Proszę byście mi odradzili w paru sprawach. Zacznę od strony fizycznej. Po 3 miesiącach „przypominającego" treningu domowego, przy 173cm wzrostu ważę 88 kg. Klatka 119 (dość miękka, ale sporo mięśnia zostało o czym chyba świadczy możliwość kontrolowanego naprzemiennego np. napinania :), ramie po treningu ok. 44 cm tu nawet widać przyjemna rzeźbę, choć bez żyłek i spoko twarde jest. Talia zeszła ze 110 przez te 3 mies. Do ok 103 cm. Oczywiście „misiu" , łydki ok 42, ćwiczę „wspiętki" na palce i nawet się rzeźbią, choć niezbyt twarde. Ale powolutku czuje je coraz bardziej „pod kontrolą". Problem jest z udami, bo mam nieco problemów ze stawem biodrowym i nie bardzo mogę się zginać... Na razie mam różne maści, muszę z tym poczekać. No i jakiś czas temu stwierdzono u mnie tachikardię, miałem incydentalne częstoskurcze, lekkie nadciśnienie na które biorę w niewielkiej dawce, ale regularnie leki. Mimo to kardiolog dał mi zielone światło - ćwicz pan, tylko bez popisywania, bicia rekordów i pompowania do omdleń.
Zastanawiam się więc nad tym, czy ćwicząc no powiedzmy te 40 no może 50 min. 5/6x tydzień i zakładając, że biorę ciężary powiedzmy na biceps mogę ćwiczyć hantla 20 kg to ćwiczę 16... itd. czy będę w stanie trochę się rozbudować. Nie zależy mi na żylastej rzeźbie, ot chciałbym by sylwetka wyglądała solidnie, by widać było, że są mięśnie nie tłuszczyk. Nie chce tez robić gigantycznych przyrostów i w szybkim tempie. Jestem cierpliwy już w tym wieku. Poza tym przy 173 cm wzrostu jak teraz tymi domowymi sposobami poćwiczę nawet 30 min to ramię o okolicach 44 cm czy klatka 119 (nawet taka trochę rozmiękczona) wygląda dość sporawo, szczególnie gdy niesie się np. ciężkie zakupy i człowiek idzie wyprostowany z piersią do przodu....
Ja myślę , że gdybym uzyskał docelowo jakieś 122/125 w klacie, 46 bic, no powiedzmy 86 talię - zaznaczonej lekka rzeźbą figury (tak powiedzmy mierząc nie po treningu) , to by było to co jest jak na moje ambicje i wzrost aż nadto - i potem tylko dbać regularnym treningiem by się to w tych okolicach utrzymywało w sezonie letnim :) Czy wg Was przy tak stosunkowo wiekowym człowieku z dolegliwościami i o możliwościach niezbyt ciężkiego treningu jest to do osiągnięcia po jakimś czasie? Czy np ewentualnie wspomóc się jakimiś suplementami. Nie chodzi mi tu o branie jakiś dużych dawek, raczej o zakupie 2-3 podstawowych suplementów w dawkach minimum dale mojej wagi, jako czysto wspomagające dietę „witaminki". Dużo się tu mówi o kreatynie i piciu dużych ilości wody. Tak się składa, że ja przez te ostatnie 3 mies treningów pije po 3-4 litry mineralnej i bez kreatyny (zauważyłem nawet , że po opiciu się mineralna , jakby mięśnie były większe :)
A właśnie co do diety, to maja jest raczej kiełbasiano - kanapkowa. Może dobrym pomysłem byłay wizyta (no trudno - trzeba zapłacić ) u dietetyka coby mnie oblukał?
Ok. dłużej nie zanudzam, coś mi napiszcie, będę wdzięczny za każda uwagę, a jak zrodzą się u mnie jakieś konkretniejsze pytania (wstyd mi ciągle , że nie potrafię tu sensownie narazie się zapytać, tylko taki kulfoniasty tekst walnąłem),to nie omieszkam pytać :)
==
/|ACI3|<