Moje "boisko": Słupek stojący przy ulicy jako kosz, trochę nierównego asfaltu jako parkiet.
Sprzęt: Tenisówki i 10 letnia piłka (reebok się przebił pineską :/, ale mi OutDoor).
Na moim super boisku, rządzę, ładnie odbija piłkę, trafiam do celu (górna część słupka), ogólnie jestem boski jak na przeciętnego nastolatka. Tak to można podsumować.
Problem polega na tym, że gdy idę choćby i na szkolne boisko, w czasie wfu, żeby zagrać meczyka np. 3/3, to tracę "kreatywność". Właściwie już nie potrafię grać. Nawet jak zwykły przeciętny cieć, który piłkę do kosza widzi raz na kilka miesięcy... No może przesadziłem.
Nie potrafię rzucać, zapominam wszelkie "zasady" rzutu, nie potrafię omijać przeciwników w żaden sposób, nawet choćby i banalnym trickiem odbicia pomiędzy nogami, który powtarzam na każdym "treningu" po kilkadziesiąt razy, żeby poprawiać panowanie nad piłką.
Zwykle nie jestem zestresowany, co najwyżej chwilkę przed rozpoczęciem meczu, bo.. być może boję się, że znowu zagram jak ciota..
Z reguły ogólnie jestem wyluzowanym człowiekiem. Nie przejmuję się prawie niczym...
Wolno myślę, przynajmniej tak mi się wydaje, w siatkówkę przyznaję, że mam przez to problemy.. Ale w kosza nie powinienem.
Chciałbym za np. kilka miesięcy kupić sobie buty do kosza, podobno z nimi się nie łapie tyle kontuzji.. Jednak jeśli mam dalej przebiegać z piłką całe boisko (jestem szybki), a na koniec gdy już mnie ktoś przyblokuje - nie wiedzieć co zrobić... To raczej nie ma sensu nawet się interesować zakupem takich bajerów....
Mieliście tak? Da się to zwalczyć? Może wiecie co takiego mi brakuje, bym to osiągnął?? :)
Jestem miszczek :)