Ja pamiętam, że miałem podobną sytuację. Tyle, że przeciwnikw było 6 czy 7, nie pamiętam. Czepili się mnie. Ja miałem kosę w ręce schowaną pod rękawem, bo już na odległość wycziłem, że nie będzie fajnie. Goście byli trochę na***ani. Jeden podszedł do mnie i zapytał czy mam kasę, a ja nic na to. Szedłem dalej. Przeszedłem koło nich i jeden z nich najpierw uwalił mnie z całej pary w plecy (obszerny grzbietu. Zabolało jak nic, odwróciłem się a drugi próbował mnie kopnąć w krocze, a ja chwyciłem go za nogę, podciąłem drugą i zacząłem kopać. Pozostali zaczęli się mnie okładać, a ja już nożem kosą zdzieliłem jednego z nich, gdzieś k.boku brzucha. Oni się wyatraszyli i spieprzać zaczęli. Ale za to miałem sprawę w sądzie i roczek w poprawczaku
Dobrze tłumaczył M.Brzeziński:
"...pomoc ciężko poszkodowanemu napastnikowi [należy] wzywać z budki telefonicznej, dwie przecznice dalej. W przypadku zatrzymania polskie prawo potraktuje cię niemal jak posiadacza broni i nie uzna środków za minimum skuteczne, a twojego zachowania za obronę konieczną. Praktycznie nia ma szans."
Ja nie pomogłem gościowi, spieprzyłem, może dlatego wyrok.
"Wy się tylko bawicie mi chodzi o życie"