Niestety doba ma tylko 24 godziny a wymagania są ogromne. Dlatego większość czasu skupiasz na pracy. Zaczyna się to już w dzieciństwie (podziękuj rodzicom) i staję się tak oczywiste, że kształtuje nasze dorosłe życie. Efekt jest dość prosty i polega na zaburzeniu wszystkich innych sfer naszego życia. Twój dziadek nie chodził do psychoanalityka. Ty już musisz bo masz różnego rodzaju problemy, a to z relacjami z innymi ludźmi, a to trawią cię kompleksy na takim czy innym tle, szef cię nie lubi albo masz depresje. W twoim życiu brakuje równowagi. Z tego samego powodu masz grubą dupę i obwisły brzuch. Dlatego zajrzałeś na to forum. Witamy na "psychoanalizie" dla grubasów.
Pierwszy krok już zrobiłeś. Zdiagnozowałeś problem i szukasz pomocy. Być może próbowałeś już coś na własną rękę ale nie wyszło. Problem polega na tym, że w tej walce kierujesz się przekazem od innych osób. Często z jakimś stażem treningowym, czasami bardzo długim. Ich metody są dobre ale nie muszą pasować do twojego problemu. Jak narzucić typowy program treningowy osobie, która obciążenia fizyczne kojarzy z lekcjami wf, które miała ładne kilka lat temu? Pierwsze kilkaset metrów lekkiego truchtu powoduje tutaj zadyszkę, po dwóch kilometrach niewyćwiczony kręgosłup nakazuje ci natychmiast przestać i wrócić do pozycji siedzącej. Jak narzucić sobie rygory diety, kiedy tak na prawdę nie masz czasu babrać się w kuchni i dodatkowo masz wieloletnie nawyki żywieniowe, które doprowadziły cię do "takiego" stanu ? Powiedzmy sobie uczciwie - nie da się :)
Problem tkwi w głowie. Motywacja tutaj jest pozorna i narażona na liczne ataki. Większość ludzi przystępując do tej walki bo chce wyglądać jak Brad Pitt w "Fight club". Jednocześnie podświadomie chce tego teraz i już nie zdając sobie sprawy (lub taką świadomość wypierając) że musi to trwać. Lata zaniedbań nie znikną w tydzień czy miesiąc. Narzucasz sobie ogromne rygory treningowo-żywieniowe, które, realizowane przez kilka lat dałyby miejsce w pierwszej dziesiątce zawodów w triathlonie. Ale ponieważ nie widzisz efektów (nadal jesteś grubym brzydalem, na dodatek spoconym i biedniejszym o bezcenne w wyścigu szczurów dwie godziny) to olewasz sprawę. To nie działa, szkoda czasu. Mało kto robi to w tak oczywisty sposób. Łatwiej się okłamać i wykręcić od treningu natłokiem pracy, jakimś dniem przerwy na regeneracje. Potem dosyć łatwo zapomnieć i wrócić do dawnego trybu życia.
Z tego powodu, zanim zaczniesz działać musisz zdać sobie sprawę z faktu, że nie chodzi ci o efekt, o to jak chcesz wyglądać. To nie może być twój cel bo łatwo go zgubić z oczu a bez niego przestaniesz działać. Nie chodzi o to, żeby złapać króliczka ale o to, żeby go gonić. Nie idziesz biegać po to, żeby schudnąć. Idziesz biegać żeby biegać. To, że spalanie tłuszczu jest tutaj efektem ubocznym - świetnie. Ale musisz wyprowadzić swoją słabą, niewytrenowaną psychikę w pole i w taki sposób zakłamać swoje cele. Najłatwiej łgać sobie samemu. Robisz to często, potrafisz więc zastosuj do tego przypadku. Spójrz na zawodowych sportowców. Najlepiej na piłkarzy. Któryś z nich ma nadwagę ? Nie. Ale nie jest to efektem treningów ukierunkowanych na spalanie tłuszczu. To dzieje się przy okazji. Cel jest zupełnie gdzie indziej. Musisz tylko ten mechanizm skopiować do swojej głowy przy zastosowaniu małego oszustwa i będzie dobrze :)
Podsumowując : nie zmieniasz siebie tylko swój tryb życia. Wyrzucasz z dziennego rozkładu jazdy wieczorny serial, naciągasz dres i idziesz biegać. Idziesz biegać bo lubisz to dzifko. Na śniadanie nie wciągasz dwóch buł tylko jedną. Możesz to robić dlatego, że przeszkadza ci to w twoim ulubionym aspekcie życia jakim jest bieganie lub dlatego, że po dwóch bułkach czujesz się ociężały i zmęczony, a nie lubisz tego stanu. Z twojej głowy wylatuje w ogóle myśl, że masz nadwagę. Od dzisiaj jesteś sportowcem, kilka lat temu biegałeś w maratonach, ale kontuzja sparaliżowała cię na na dość długi okres czasu i teraz musisz wrócić do dawnej świetności. To jest twój problem, twój cel. Sylwetka przyjdzie z czasem.
Jeśli już na prawdę nie potrafisz działać dla samego działania znam dwie proste sztuczki bardzo pomocne w obserwowaniu zmian własnej sylwetki. Jedna z nich jest ważenie i notowanie i wyników.Na kartce A4 z lewej strony wpisujesz dni miesiąca od 1 do 30(31). Każdego dnia wchodzisz na wagę rano i wieczorem i wyniki zapisujesz na swojej kartce. Druga jest strzelanie sobie fotek, najlepiej codziennie, i wrzucanie ich do jakiejś prezentacji. Powstaje wtedy swego rodzaju slajd-show. Ale traktuj to raczej jako hobby, coś co uzupełnia i obrazuje twoje sportowe życie. A takie chcesz od dzisiaj prowadzić.
Jeśli się jeszcze nie zorientowałeś to-to co przeczytałeś jest opisem mojej własnej walki. Mam na prawdę bardzo słabą wolę i nieważne jak bardzo jestem świadomy konieczności podejmowania pewnych działań zawsze chętnie ucieknę w lenistwo i spychologię. Bez opamiętania robię tylko rzeczy które lubię :) Biegam dlatego, że lubię (chociaż na początku było strasznie ciężko), pije gorzkie napoje dlatego, że lubię (chociaż na początku poranna kawa bez cukru powodowała liczne grymasy na twarzy). Zgadnij dlaczego jem ciemny chleb. Bo lubię chociaż kiedyś :nie wiedziałem", że to jest do jedzenia. Wszystko siedzi w głowie. Trzeba tam tylko odpowiednio i świadomie pomajstrować
Mam nadzieję, że te wypociny komuś pomogą
Pozdrawiam
Zmieniony przez - piciu19999 w dniu 2010-10-11 14:29:06