SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Witalij Kliczko: Nokaut przychodzi sam

temat działu:

Sztuki Walki

słowa kluczowe: , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 2592

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 15 Napisanych postów 4568 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 34748
Nokaut przychodzi sam
Janusz Pindera 29-04-2009

Ukraiński mistrz świata wagi ciężkiej w boksie o dziecięcych latach, polityce, o Polsce oraz o tym, dlaczego nigdy nie będzie walczył z młodszym bratem Władymirem

źródło: AFP
Witalij Kliczko. Urodzony 19 lipca 1971 r. w Biełowodsku (Kirgistan). 202 cm, 112 kg. Żonaty, troje dzieci.


Rz: Pamięta pan ten moment, kiedy po raz pierwszy pomyślał pan sobie: będę mistrzem świata, pokonam wszystkich!

Witalij Kliczko: To była zabawna chwila. Nie pomyślałem, tylko powiedziałem to głośno, przy świadkach. Miałem chyba 15 lat, byłem wysoki i bardzo chudy, trenowałem wtedy w Kijowie kick-boxing. To były czasy pieriestrojki, Mike Tyson był już mistrzem świata, nokautował w ekspresowym tempie rywali i na takich jak ja robił ogromne wrażenie. Właśnie wtedy oznajmiłem zdumionym kolegom, że ja też zdobędę taki pas jak on.

I jaka była ich reakcja?

Łatwa do przewidzenia, głośny śmiech. Pamiętam też, że śmiali się długo.

Co powiedzieli po latach, gdy zdobył pan ten pas?

To była chwila mojego triumfu. Stałem z pasem WBC należącym kiedyś do Mike’a Tysona i patrząc im głęboko w oczy, pytałem: Dlaczego się tak wtedy śmialiście?

Zaczynał pan od kick-boxingu?

Po filmie “Wejście smoka" z Bruce’em Lee każdy młody chłopak w każdej części świata przeżywał fascynację karate. Ja też. Z tego zrodził się kick-boxing, a później już klasyczny boks. Gdy dorastałem, w ZSRR nie było jednak zawodowego boksu, był zabroniony.

Nie wszyscy wiedzą, że urodził się pan w Kirgistanie, a Władymir w Kazachstanie. Jak wspomina pan dzieciństwo?

Nasz ojciec był generałem lotnictwa i przerzucano go z garnizonu do garnizonu. Mama była nauczycielką. Cóż, mogę tylko powiedzieć, że to były piękne czasy. Nie mam złych wspomnień, nawet jeśli były, to zostały wyparte przez dobre. Dla mnie i młodszego o pięć lat Wowy sport był ważny od dziecka. Trenowałem zapasy, ale i karting, grałem w szachy. Nie byliśmy łobuziakami, ale dużych na ulicy szanują, więc problemów nie było. Dobrze się uczyliśmy, a ja uwielbiałem geografię. Podróżowałem w marzeniach po całym świecie, chciałem być wtedy podróżnikiem.

Dziś jest pan obywatelem świata...

Zgadza się. Mam domy w Hamburgu, Los Angeles i Kijowie. Sporo widziałem, mam za sobą wiele atrakcyjnych podróży, w większości jednak związanych ze sportem. Ale moją ojczyzną jest Ukraina, a Kijów prawdziwym domem. Dlatego tu spędzam najwięcej czasu, tu zajmuję się polityką.

Nie ma pan oprócz Władymira innego rodzeństwa?

Kiedyś o to samo ojca zapytał ówczesny minister obrony narodowej. To już były czasy, gdy byliśmy z Wową chłopami na schwał. I on wtedy mówi do ojca: To wy, towarzyszu generale, jesteście leniem. Ojciec się obruszył, zaczął się tłumaczyć, a minister do niego: A nie moglibyście mieć takich synów więcej, jak wam tak dobrze to wychodzi?

Dziś jest pan już bardziej politykiem czy jeszcze mistrzem boksu?

Kiedy pięć lat temu przerwałem karierę sportową po walce z Dannym Williamsem, sądziłem, że nie wrócę na ring. Później jednak wyleczyłem kontuzję i poczułem się na tyle dobrze, że podjąłem ryzyko związane z powrotem. Długo rozmawiałem o tym z żoną Natalią, bo nie jestem typem macho, który takie decyzje podejmuje sam.

Ryzyko było duże?

Ring to nie jest bezpieczne miejsce. Miałem tego świadomość, decydując się na walkę z Samuelem Peterem. Kilka lat wcześniej widziałem z bliska ciosy Nigeryjczyka spadające na głowę Wowy, który z nim stoczył bardzo ciężki, wygrany pojedynek. Widziałem i przeżywałem katusze, gdy po tych ciosach chwiał się i trzy razy padał na deski.

Z Peterem wygrał pan jednak zaskakująco łatwo. Kolejny rywal, Kubańczyk Juan Carlos Gomez, też nie wytrzymał 12 rund i został poddany. Jest pan lepszym pięściarzem od młodszego brata?

Wowa ma dwa pasy mistrzowskie, a ja jeden. On był mistrzem olimpijskim, a mnie na igrzyskach zabrakło. Jest młodszy, szybszy, lepiej wyszkolony technicznie. Miał 16 lat, gdy rozpoczął treningi bokserskie. Ma talent, którym Bóg mnie nie obdarzył, a jemu dał w prezencie. Potrafi przyśpieszyć jak mało kto, jest w ringu zwinny jak kot. Ja jestem sztywny i już się nie zmienię.

Ale to pan prawie wszystkie walki wygrał przez nokaut. Procentowo jest pan skuteczniejszym specjalistą od nokautów niż Tyson. Z czego to wynika, wychodzi pan do ringu z postanowieniem: muszę to zrobić?

Jak chcesz za wszelką cenę rywala znokautować, to będziesz miał problem. Nokaut przychodzi sam, nie wiadomo skąd, automatycznie.

Która z pana walk była najtrudniejsza? Przegrane z Chrisem Byrdem i Lennoksem Lewisem, a może właśnie te po powrocie z Peterem i Gomezem?

Z Byrdem walczyłem jedną ręką. Druga była kontuzjowana. Ból był nie do wytrzymania, dlatego zrezygnowałem. Z Lewisem wygrałbym, ale mój łuk brwiowy był tak mocno rozbity, że sędzia zatrzymał walkę, a na twarz założono mi później kilkadziesiąt szwów. To był ostatni pojedynek w karierze Lennoksa. Zrozumiał, że jeśli się nie wycofa, to w rewanżu go znokautuję. A Peter i Gomez od początku nie mieli szans. To były raczej moje pojedynki z samym sobą. Byłem spięty, gdyż miałem świadomość, czym ryzykuję i na co się porywam.

W jednym z wywiadów powiedział pan jednak, że bardziej przeżywa walki brata...

Strach o bliską osobę jest zupełnie inny niż o siebie. Stoję w jego narożniku i nie mogę nic zrobić, a w ringu nie zawsze dzieją się miłe rzeczy.

Kiedy Władymir przegrywał przez nokaut z Corrie Sandersem, w pana oczach była wściekłość. Wyglądało to tak, jakby miał pan za chwilę sam wskoczyć na ring i rozprawić się z tym, który skrzywdził młodszego brata.

Tak właśnie było, ale nie chcę do tego wracać. Najważniejsze, że Sanders zgodził się walczyć ze mną i odebrałem mu pas należący wcześniej do Wowy.

Nigdy nie walczył pan z bratem?

Kiedyś, gdy go o to zapytano, odpowiedział tak: Gdy się rodziłem, Witalij miał już pięć lat. A gdy ja miałem pięć lat, on miał dziesięć, był większy i silniejszy. I tak już było przez następne lata. Nie miałbym szans, zawsze był starszy.

Teraz wiek działa jednak na jego korzyść?

Dlatego teraz ja mówię tak jak on wtedy: Wowa jest zbyt silny, zbyt niebezpieczny. Zresztą jak można sobie wyobrazić naszą walkę? W boksie, wychodząc do ringu, chcesz znokautować rywala, chcesz zadać mu ból większy niż on tobie. A przecież komuś bliskiemu nie mógłbyś tego zrobić. Nasza matka też by tego nie przeżyła, pękłoby jej serce.

Dlaczego w 1996 roku wybraliście karierę zawodową w Niemczech, a nie w USA, gdzie przyjęto by was z otwartymi rękami?

Mieliśmy propozycje od Dona Kinga i Boba Aruma, ale wybraliśmy ofertę Klausa Petera Kohla z jednego tylko powodu. Zadecydowała odległość. Z Hamburga do Kijowa jest znacznie bliżej. Jedno z moich pierwszych wspomnień z Niemiec to pojedynek na stadionie St. Pauli Dariusza Michalczewskiego z Graziano Rocchigianim.

Lubi pan Polskę i Polaków?

Znakomicie się czuję w waszym kraju. Mam w Polsce wielu przyjaciół i znajomych. Na początku lat 90. prawie rok mieszkałem na terenie warszawskiej AWF. To był właśnie okres mojej fascynacji kick-boxingiem.

I dalej pan Polskę odwiedza?

W ubiegłym roku byłem turystycznie w Zakopanem. To było bardzo miłe, gdy ludzie prosili o autograf i wspólne zdjęcie, gdy chcieli chwilę porozmawiać.

Pytają czasami o Gołotę, dlaczego mu się nie udało zostać mistrzem?

Odpowiadam, że był blisko celu, miał wielkie możliwości, ale chyba brakowało mu mentalności zwycięzcy.

Macie teraz z bratem różnych trenerów. Pan jak dawniej Niemca Fritza Sdunka, a Władymir sławnego Emanuela Stewarda z USA. Z czego to wynika?

Jesteśmy wprawdzie braćmi, ale nie bliźniakami. Nie jesteśmy też klonami, tylko bliskimi sobie, ale jednak różnymi ludźmi, ze swoimi przyzwyczajeniami. Pracowaliśmy przecież również z Freddie Roachem i Donem Turnerem, ale widać jemu jest dobrze ze Stewardem, a mnie ze Sdunkiem. I niech tak zostanie, bo jak mówi stare rosyjskie przysłowie - nie zmienia się koni w czasie przeprawy.

Dlaczego nie walczycie na Ukrainie, tylko w Niemczech lub USA? Przecież to tu jesteście bohaterami narodowymi...

Swoich kibiców mamy na całym świecie. W Niemczech, Rosji, na Ukrainie również, ale tu nie ma odpowiednio dużych hal, musielibyśmy więc walczyć na stadionach. Ale głęboko wierzę, że przyjdzie taki moment i dojdzie do pojedynku z naszym udziałem, powiedzmy, w Kijowie. Na razie jednak Wowa będzie walczył 20 czerwca na krytym stadionie w Gelsenkirchen. Prawie 40 tysięcy biletów zostało już sprzedanych.

Dużo się mówi o pańskim pojedynku z Nikołajem Wałujewem. Rosyjski olbrzym musi jednak najpierw pokonać 30 maja Uzbeka Rusłana Czagajewa...

No właśnie, na taką walkę czekam, byłoby to prawdziwe starcie gigantów. Nie chciałbym jednak, żeby taki pojedynek postrzegany był jako wojna ukraińsko-rosyjska. To tylko sport i trzeba o tym pamiętać. Gdyby jednak do niego doszło, odbędzie się 9 września.

Najbliższy rywal brata, Anglik Davide Haye, zdaje się zapominać, że to tylko sport. Na konferencje prasowe przychodzi w koszulce, na której trzyma w rękach wasze odcięte głowy. Jak pan to odbiera?

Za wszelką cenę chce się dobrze sprzedać, a ponieważ nie za bardzo wie jak, to idzie drogą, którą iść nie powinien. Żal mi go.

Kilka lat temu podczas pomarańczowej rewolucji stał pan obok Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko. Wspierał pan ich. Teraz wasze drogi się rozeszły. Jakie były przyczyny?

To, co wtedy mówili na Majdanie, okazało się pustymi słowami. Korupcja jest większa, niż była. Zamiast z nią walczyć, Juszczenko i Tymoszenko toczą swoją prywatną wojnę, bo najważniejsze są ich interesy, ich egoizm. Na Majdanie protestowaliśmy wspólnie przeciwko autokratom, walczyliśmy o lepszą Ukrainę, ale już o tym zapomnieli. Nie należę do ich partii, stoję na czele swojej, małej, ale już znanej: Kliczko - Blok. Należy do niej sporo młodych ludzi, którzy podobnie jak ja mają nadzieję, że Ukraina stanie się w przyszłości częścią Europy. A ja wierzę też, że następnym razem wygram wybory i zostanę merem Kijowa, z którego postaram się zrobić wizytówkę Ukrainy.

Dwukrotnie jednak pan przegrał...

Ale za trzecim razem wygram. Mieszkałem w wielu krajach, ostatnio w Niemczech i USA, znam wielu mądrych ludzi, wiem, co trzeba zrobić, by rządzić z sukcesami. I nie będę tego robił dla pieniędzy. Te zarobiłem w ringu.

Jest pan bardzo zajętym człowiekiem. Jak pan znajduje czas i na politykę, i na sport?

To kwestia organizacji pracy. O siódmej rano zaczynam trening. To dla mnie tak naturalne jak mycie zębów. O dziewiątej jestem już w swoim biurze. Do domu wracam późno. A gdy przygotowuję się do walk poza Kijowem, to zawsze znajdę czas, by porozmawiać przez telefon o sprawach służbowych. I proszę mi wierzyć, można to wszystko pogodzić.

Ma pan jeszcze czas dla dzieci?

Igor ma dziewięć lat, Liza sześć, a Maksym cztery. Myślę o nich bez przerwy - by były zdrowe i w przyszłości studiowały na Harvardzie.


Znalezione na rp.pl

Zmieniony przez - tygrum w dniu 2010-12-05 20:44:57

Witalij Kliczko na prezydenta Ukrainy !!!

Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 15 Napisanych postów 4568 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 34748
Przy okazji jeszcze jeden fajny wywiad znaleziony na RMF24


Witalij Kliczko: Mam jeszcze marzenia, które mogę zrealizować na ringu

Patryk Serwański:Swojej przygody ze sportem nie zacząłeś od boksu. Pierwszy był kickboxing.

Witalij Kliczko:Jako nastolatek ćwiczyłem boks i karate, ale najwięcej czasu poświęcałem kickboxingowi. To była dla mnie zupełna nowość, ale przypadła mi do gustu. Byłem między innymi mistrzem świata amatorów. Później przeszedłem na zawodowstwo, ale zdecydowałem się na karierę bokserską.

Patryk Serwański: Walczyłeś z Przemysławem Saletą.

Witalij Kliczko: Tak, ale to było wiele lat temu - w 1988 roku. Jak byłem młokosem, a Przemysław miał tytuł mistrzowski na koncie. Walka z nim była dla mnie dobrym, wartościowym doświadczeniem.

Patryk Serwański: Dziś dużo mówi się w Polsce o twojej walce z Albertem Sosnowskim, ale Polacy marzą także o mistrzowskim pasie dla Tomka Adamka. Jak oceniasz tego boksera?

Witalij Kliczko: To bardzo dobry bokser. Doświadczony. Najlepszy dowód: był mistrzem świata w wadze półciężkiej. Zdecydował się na przejście do wyższej kategorii. To zawsze jest trudna decyzja i nie jest łatwo się przestawić. Przed nim ciężka walka z Chrisem Arreolą. Życzę mu szczęścia w tej walce. Z całą pewnością ma potencjał.

Patryk Serwański: Czy w przyszłości możliwa jest twoja walka z Adamkiem?

Witalij Kliczko: Na dzień dzisiejszy liczy się dla mnie jedynie walka z Albertem Sosnowskim. Dopiero później będę zastanawiał się nad przyszłością. Przed Adamkiem walka z Arreolą. Zobaczymy, jak się spisze i czy uda mu się wygrać. Na razie jednak wszystko to spekulacje. Po pierwsze muszę pokonać Sosnowskiego. Tylko to się liczy.

Patryk Serwański: W latach 90. w świecie dominowali bokserzy z USA, dziś jesteś ty, twój brat, Czagajew czy Wałujew. Co stało się z amerykańskim stylem boksu?

Witalij Kliczko: Sport jest nieprzewidywalny. Eksperci mówią o kryzysie w świecie boksu, o dominacji braci Kliczków, o tym, że na razie nikt nie może nas pokonać. Ale wszystko może się zmienić. Istnieje jednak szkoła wschodniego boksu, mamy dobrych trenerów, mamy talenty, mamy bokserskie tradycje. Nauczyliśmy się wykorzystywać nasz potencjał i teraz to w naszej części świata są najlepsi zawodnicy w wadze ciężkiej.

Patryk Serwański: Kto jest twoim zdaniem najlepszym bokserem w historii, twoim wzorem do naśladowania?

Witalij Kliczko: Wielkim bohaterem jest dla mnie Max Schmerling. Był nie tylko świetnym bokserem, ale także niesamowitym człowiekiem. Poznałem go - to był dla mnie niesamowity zaszczyt. Pomógł mi, zmotywował. Darzę go ogromnym szacunkiem i jestem wdzięczny za jego pomoc. Oczywiście Mohammed Ali, Mike Tyson, Lenox Lewis - wszyscy wnieśli coś do światowego boksu. Nie sposób ich porównywać. Nie sposób jednoznacznie ocenić, który był najlepszy. Zresztą to chyba nie ma sensu - za to ich wkład w historię boksu jest niepodważalny.

Patryk Serwański: W boksie osiągnąłeś niemal wszystko. Masz ciągle jakieś marzenie związane z karierą bokserską?

Witalij Kliczko: Oczywiście. Chcę, żeby wszystkie mistrzowskie pasy znalazły się w rękach rodziny Kliczków. Brakuje nam tylko jednego. Ma go David Haye. Amerykanin zwodzi mnie i mojego brata. Ustawia walkę, kiedy ma już dogadane szczegóły z Wałujewem itd. itd. Bardzo chciałbym walczyć przeciwko niemu, ale celem nie jest tu pokonanie Haye'a tylko zdobycie ostatniego pasa. To nasze marzenie i byłby to historyczny wyczyn w świecie boksu. Wszystkie pasy w rękach Kliczków.

Patryk Serwański: Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś - chcę być mistrzem, chcę być najlepszy?

Witalij Kliczko: Nie ma mistrzów. Nikt nie jest najlepszy. W każdej walce musisz pokazać maksimum swoich możliwości. Jesteś tak dobry jak twoja ostatnia walka - powiedział mi to kiedyś Mohammed Ali i w pełni się z nim zgadzam. Zawsze, w każdej walce musisz potwierdzać swoją dominację.

Patryk Serwański: Przed laty trenowałeś także szachy i zapasy. Mówisz, że szachy i boks wiele ze sobą łączy. Możesz wskazać te podobieństwa?

Witalij Kliczko: Szachy naprawdę są podobne do boksu, choć może się to wydawać mało adekwatne porównanie (śmiech). Przecież już szachownica swoim kształtem przypomina ring. W obu przypadkach decyduje strategia, przygotowanie, początek walki. W boksie podobnie jak w szachach trzeba planować kilka kroków do przodu. Trzeba szukać słabych storn rywala i umieć je wykorzystywać. Bardzo lubię szachy i dużo w nie gram. Także moje dzieci. Z bratem toczymy nawet całodniowe szachowe batalie. Bardzo to lubię.

Patryk Serwański: Studiowałeś filozofię, masz tytuł doktora. Czy takie wykształcenie pomaga ci w karierze sportowej?

Witalij Kliczko: Tak, zdecydowanie. Życie jest o wiele bardziej interesujące od boksu. To ważne, żeby czerpać wiedzę ze świata, z tego, co nas otacza. To pomaga planować własną przyszłość, także tą bokserską.

Patryk Serwański: Lubisz filmy o tematyce bokserskiej?

Witalij Kliczko: "Rocky" - ten film bardzo lubię. Oglądałem go jako mały chłopak i to wtedy pomyślałem, że chcę zostać bokserem. Wiele lat później spotkałem na jednej z moich walk Sylwestra Stallone i opowiedziałem mu o tym. Poczułem się wtedy, jakbym sam grał w filmie. Ja na ringu, a na trybunach Rocky Balboa. Ten film był dla mnie wielką motywacją. Po jego obejrzeniu miałem cel - zostać bokserem - i udało mi się spełnić to marzenie. Podziękowałem za to wszystko Stallone'owi, kiedy go spotkałem. Życie jest ciekawe, przynosi wiele niespodzianek. Trzeba używać wyobraźni, swoich umiejętności i nigdy nie przestawać. Nie rezygnować z marzeń i być zmotywowanym. Warto mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Jestem na to najlepszym przykładem.
Sport
Patryk Serwański

RMF FM

Witalij Kliczko na prezydenta Ukrainy !!!

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Nadzieje na PAS w HW...

Następny temat

ochrona mięśni:)

WHEY premium