- Marku, ostatnio mieliśmy okazję oglądać wielką walkę unifikacyjną w wadze ciężkiej. Władymir Kliczko - David Haye. Dużo szumu, buńczucznych zapowiedzi ze strony Anglika, a w ringu wsteczny Brytyjczyka i bardzo przeciętna postawa. Jak oceniasz całą batalię?
Marek Piotrowski: Niestety, walka bardzo przeciętna. Nie było w niej nic, co by mi się podobało. Postawa Haye'a była przewidywalna. Niestety zawiodła mnie także postawa Władimira Kliczki. Zabrakło mi w tym pojedynku pasji, głodu, chęci pokazania swojej wyższości. Wszystko to zginęło po konferencji prasowej. Mistrz bojący się utraty tytułu i challanger z lękiem "ubiegający się" o prymat. Skończę na tym tę kwestię.
- Każdy, kto ma okazję skonfrontować się z braćmi i przegra, sprowadza wszystko do warunków fizycznych. Czy to taka ogromna przeszkoda? Historia boksu mówi nam, że padali też tacy zawodnicy jak Witalij i Władymir.
MP: Myślę, że sprowadzenie tego, o co pytasz, do samej dominacji warunków fizycznych nie jest właściwe. Kliczkowie to dobrze wyszkoleni "ciężcy" o ponad przeciętnych gabarytach. Szczególnie Witalij wydaje się mi bardzo trudnym zawodnikiem. Oprócz warunków fizycznych jest pięściarzem o bardzo mocnej psychice i twardej szczęce. Wydaje mi się też bardzo niewygodnym przeciwnikiem. W USA mówi się o nich "awkward". Swoisty rytm, zadawanie ciosów zaskakujących płaszczyzn. Oni robią wszystko inaczej. Taki jest Witalij. Przy tym twardy, mocno bijący, trudny do trafienia.
- Czy pretendentów do pasów, które są w rodzinie Kliczko, ogarnia w ringu strach przed nokautem? Mam na myśli taką sytuację, że nie mogą obejść lewej ręki i zaczyna się walka o przeżycie i dotrwanie do ostatniego gongu.
MP: Niestety, nie widziałem aż tak wielu walk braci. Witalija poznałem osobiście i spędziliśmy w Las Vegas miłe chwile. Było to podczas meczu pod hasłem "Ameryka kontra Nowa Rosja ( New Russia)". Witalij zdobył wtedy Mistrzostwo Świata federacji ISKA w kickboxingu, pokonując znanego Brada Heftona. Pamiętam, że jednym z kopnięć złamał mu rękę
- Wiele osób zarzuca młodszemu z braci - Władimirowi - asekuracyjny styl boksowania, podejrzaną szczękę. Padają określenia, że psuje boks i show. Można w ten sposób myśleć? Że kreowanym przez siebie widowiskiem psuje i zabija ten sport?
MP: Myślę, że szczęka Władimira jest podejrzana. Styl? Z Schulzem była dobra walka, z Peterem (pierwsza) ciekawa. Miał też swoje wpadki. Zdecydowanie wyżej stawiam Witalija, choć Władimir jest bardziej "klasyczny".
- Pytam Cię o te kwestie, ponieważ znasz rynek amerykański. Budowałeś swoją publiczność i legendę za Oceanem. Tam kochają akcję i widowisko. Byłeś mistrzem ofensywy. Tylko widowiskowi zawodnicy są zapamiętywani jako wielcy? Jaka jest amerykańska publiczność?
MP: W moim odbiorze jest obiektywna. Moja ocena może nie być aż tak wiarygodna, bo w sumie, przede wszystkim tę publikę znam. Miałem walki gdzie indziej, jasne, ale nie były jednak one tak częste. Zawsze manifestowałem swoja polskość, nigdy z tego powodu nie doznałem żadnej przykrości. Miałem grono fanów wśród Amerykanów. Wydaje mi się że dla Amerykanów liczy się człowiek, osobowość. To wielcy patrioci, na pewno, ale potrafią dostrzec coś, co jest ponadnarodowe
- Trzy ostatnie walki w Twojej karierze bokserskiej miały miejsce w Niemczech. Tamta publika była inna niż ta w USA?
MP: Nie zauważyłem jakiejś różnicy. Nie uderzyło mnie to. Nie walczyłem z Niemcem, ale byłem świadkiem walki o Mistrzostwo Świata : Moorer - Schulz. Wygrał Amerykanin. Publiczność była bardzo obiektywna
- Pytam o to, bo ludzie mówią, że to co się nie sprzedaje w USA, może pójść za dobre pieniądze w Niemczech. Znamy wielu mistrzów, którzy są anonimowi w Stanach...
MP: Amerykanie mają tendencję do prezentowania tego co głównie ich dotyczy. Widać to dobitnie podczas transmisji z Igrzysk Olimpijskich. Z punktu biznesowego jest to zrozumiałe. Jeśli chodzi o szeroko pojęta edukację społeczną już niekoniecznie. Amerykanie są trochę egocentryczni, ale… ktoś kto nie występuje w Stanach, nie może liczyć , że będzie tam rozpoznawany. Myślę tu nie tylko o sporcie
- Twoje nazwisko jest znane w każdym Amerykańskim gymie. Która sala treningowa przypadła Ci najbardziej do gustu?
MP: Miłe jest to co mówisz, ale to prawda dalece wątpliwa. Gymy kickboxerskie na pewno, bardziej rozpoznają mnie niż bokserskie. Nie zapominajmy , że w boksie poza stoczeniem 21 zwycięskich walk nic nie osiągnąłem. Otrzymałem propozycję walki o mistrzostwo świata, ale to większy sukces mojego menadżera i trenera Piotra Pożyczki, niż mój. Najbardziej? Oczywiście "Superkick" w Maywood w stanie Illinois. To Gym założony przez wspaniałego człowieka, mojego nieżyjącego już trenera, Kevina McClintona. Spędziłem tak niezwykłe chwile. To miejsce było moim domem. Kronk Gym w Detroit, kuźnia wielkich bokserskich gwiazd, też miał swój urok. Ale to już nie był mój Dom. Tam we mnie rodziły się bardziej atawistyczne uczucia
- Istnieją magiczne miejsca? Takie w których czujesz obecność dawnych czempionów. Gdzie trening jest wyjątkowy, jest czas na wysiłek i głęboką refleksję?
MP: Myślę, że szczególnych odczuć doznałem w "Jet Center" Benny Urquideza. Odwiedziłem i trenowałem tam u idola z moich młodzieńczych lat. Tam poznałem, oprócz Bennego, Billa Wallace'a, Chucka Norrisa, który dla mnie jest wspaniałym i skromnym człowiekiem. Najbliżej tego typu odczuć byłem w Jet Center i Kronk. Wiele osób nie uwierzyłoby, że taki Gym jak Kronk mógł wychować takie gwiazdy. Prosta sala w suterenie tzw Centrum Rekreacji. Jeden ring na środku. Około 8 worków dookoła, dwa podesty do skakania na skakance, dwa lustra. Piłka pod daszkiem, może dwie i... upał. Gorąco jak w saunie. Nie pamiętam, jaka był tam temperatura, ale może bywało nawet w granicach 40 stopni Celcjusza. Jeśli się pomyliłem to niewiele. Piotrek Pożyczka z pewnością miałby bardziej dokładne dane. Czemu taka temperatura? Nie wiem. Podobno miało to psychicznie wzmocnić trenujących. Czy tak było? Wiem że toczyły się tam ringowe wojny. Wśród kolegów i nieznajomych. Taki duch, "Duch Kronk".
- Chciałem zapytać jeszcze o byłego rywala "Diablo", Jasona Robinsona. Skąd się znacie? Bardzo serdecznie się witaliście na lotnisku przed jego walką z Krzyśkiem...
MP: Jasona znam od czerwca 1989 roku. Miał wtedy 14 lat. To mój czarny brat. Przywitałem go z wielka radością i wzruszeniem. To szczególne spotkanie dla mnie. Wyjątkowy dar. Jesteśmy w stałym kontakcie.
- Moje ostatnie pytanie. 47-letni Bernard Hopkins, aktualny mistrz kategorii półciężkiej. On wg Ciebie igra z czasem,czy dobrze robi, że walczy? Udało mu się oszukać czas?
MP: Oszukał na pewno. Czy nie przesadzi? Nie wiem. Jak czuje głód, rozumiem go. Może przyjść chwila gdy przegra, zostanie upokorzony. Wydaje mi się że nie odejdzie dopóki, ktoś go o tym nie przekona. Czy to naganne? Ring jest jak narkotyk. Pieniądze? Na pewno grają one dużą rolę, ale jestem przekonany , że nie wiodącą. Nie dla Hopkinsa. Chociaż.... podaj mi jedną osobę, która powie , że już ich nie potrzebuje.
Rozmawiał: Marcin Mlak
ringpolska.pl
Fajny wywiad Jak kazdy z Punisherem
Zmieniony przez - Balboa5 w dniu 2011-08-03 11:38:34
SFD Fight Club & Uderzane
WISŁA KRAKÓW