Wśród użytkowniczek działu Ladies są Panie w różnym stopniu zaawansowania treningu, oprócz tego cała masa kobiet podczytuje sobie po cichu Wasze poczynania. Jestem pewna (a przynajmniej pocieszam się tą myślą), że niezależnie od uzyskanych wyników żadna z Was nie urodziła się ze sztangą. Każda kiedyś musiała iść ten pierwszy raz na siłownię - czy pamiętacie jak Wam poszło? Co pomogło Wam się przemóc?
Ja swój pierwszy raz miałam dziś - weszłam na recepcję, przyznałam, że nigdy wcześniej nie byłam w klubie, poprosiłam o rady i wskazówki, poszłam się przebrać, dziarsko weszłam na salę...i poczułam się jak zagubione dziecko. Postanowiłam, że przed porządnym treningiem (który w moich wyobrażeniach mnie czekał) należy się rozgrzać. Wskoczyłam zatem na stepper - minęły 3 minuty, 10 minut, 15...później rowerek - bo jaka to rozgrzewka bez rowerka (?!) i tak minęło 40 min. Nudziłam się jak...jak ktoś kto się bardzo nudzi i cały czas układałam sobie w głowie, co powiem instruktorowi: "Dzień dobry, czy mógłby Pan pokazać mi technikę MC?", "Hej! Czy to nie zrządzenie losu, że ja, Pan i ta sztanga jesteśmy na tej samej siłowni? Może pomatrwociągujemy?". I tak ledwie zmęczona (przecież się tylko rozgrzewałam!) wróciłam do szatni z poczuciem totalnej i bezdennej porażki. A że planuję wrócić tam we środę (jakoś przeżyję jednostkową przegraną, całkowitej nigdy) pytam ja się Was - jak Wy wspominacie ten dzień? Jak sobie to w głowach poukładałyście? Może będę sobie powtarzać Wasze słowa jak mantrę (ja lub ktoś inny) i wezmę następny trening z siarczystego kopa:)
W związku z tym, że w regulaminie dopuszczacie luźne rozmowy o tematyce sportowej - mam nadzieję, że nie uznacie mojego tematu za zaśmiecanie forum (nie to było moim celem).
Zmieniony przez - ZebroAdama w dniu 2012-02-13 19:35:51
Jeśli łamiesz zasady, rób to mocno i dobrze.
http://www.sfd.pl/DT/ZebroAdama/Little_less_conversation,_little_more_action_please!-t840412-s3.html#post9