mój problem to 162 cm wzrostu, 65 kg wagi.
Miesiąc na diecie South Beach - praktycznie nie spożywam cukru ( jedynie ten z laktozy i fruktoza - w naturalnej postaci), jem dużo chudego białka, mnóstwo warzyw, jak tłuszcze to oliwa z oliwek, na obecnym etapie diety spożywam orócz nabiału i warzyw, 1 owoc dziennie i 30 g pieczywa ciemnego, (własny wypiek) na zmiane z 30 g ciemnego makaronu. Duzo zup warzywnych. Zero mąki z pełnego przemiału, ziemniaków, marchewki, buraków zero słodyczy ( jedyna słodycz to stevia do kawy, cola zero lub guma do żucia).
Problemem zapewne jest to iż nie jem mięsa - lub bardzo mało i do tego bardzo sporadycznie. Kilogramów miało ubywać i ubyło... 2 w 4 tygodnie.
Cwiczę dużo, 5 razy w tygodniu 2 - 3 godziny fitnessu (TBC, zumba, step, aqua do tego pilates), troche bieżni i ćwiczenia z obciązeniem.
Zastanawiam się gdzie jest pies pogrzebany. Waga nie spada, ale też obwody diametralnie się nie zmieniają. KOndycja i wytrzymałość wzrasta, nie chodzę głodna, jem tyle, żeby być syta. To za mało?
Suplementacja to tran.
Co byście doradzili? Co moge zmienić? Mój cel to waga 53 kg, lub też obwody, które zapewnią mi harmonijny wygląd.
POmożecie?