Miałem już parę niebezpiecznych sytuacji, w których "ludzie" różnie się zachowywali. Generalnie książki można byłoby pisać na temat takich akcji i poddawać je analizom. Niemniej jednak ja uważam, że WSZYSTKO ZALEŻY OD KONKRETNEJ SYTUACJI. Nie ma tak, że nastawiam się z góry na atak, czy zakodowany mam sprint na dłuższym dystansie.
Jak coś się dzieje niedobrego - robię szybkie rozeznanie. Gdzie jestem, jaki przeciwnik, czy jest sam, jacyś świadkowie i wtedy zapada decyzja - WALCZĘ CZY UCIEKAM. Trwa to pewnie parę sekund. Generalnie staram się unikać miejsc niebezpiecznych i typków, którzy z nudy czy właśnie dla sportu zaczepiają innych i robią krzywe akcje. Jak nie ma możliwości ucieczki, rozmowa nie pomaga i trzeba walczyć - robię to i się nawet nie zastanawiam, czy jak p******nę gościa w twarz, to czy nie wylecą mu zęby, czy mu nie połamię nosa. To jest już nie ważne. Uruchamia się instynkt i walczę o przetrwanie, po czym jak najszybciej się oddalam.
Kiedyś dla przykładu wracałem ze szkoły z kumplem - długa trasa do najbliższego przystanku autobusowego. Po drodze przechodzimy obok sklepu monopolowego - przed nim koleś na oko 25-30 lat, my wtedy coś około 15-16 lat, a typek nagrzany mocno, trochę pijany, może nawet też naćpany, agresywny bardzo i do nas, a dokładniej do kumpla " ej ty ZORRO, choć no tutaj"
. Olaliśmy typa i dalej szliśmy, a on dawaj za nami ! I kumpla już za szmaty targał i do najbliższej bramy chciał wciągnąć
. Serce mi biło jak szalone, odwracam się i mówie : "CZEGO CHCESZ?" - a koleś "KASA, TELEFON, DOKUMENTY, KLUCZE, wszystko co macie". Ja wyciągam z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych i mówię " TYLKO TO MAM". Koleś popatrzył na mnie jak na wariata, ale obejrzał się do okoła, wyciągnął łapę, schował te chustki i się oddalił.
I jak coś takiego wytłumaczyć? Po co mieliśmy próbować z nim walczyć, jak dało się inaczej "załatwić" sprawę?
Inna sytuacja - stoję na przystanku, oprócz mnie może 3 osoby jeszcze. A tu nagle nie wiadomo skąd jakaś grupka 10 typków w naszym kierunku idzie. Wszyscy nabuzowani, coś tam krzyczą, widać, że pokojowo nastawieni nie są. I co człowiek ma zrobić? Ma od razu uciekać w długą? Nie piszę, że nie wydygałem, bo się wystraszyłem, ale dalej stałem w miejscu. A oni do każdego z czekającego podbijali i pytali się o kasę. Ja wyciągnąłem z kieszeni dosłownie 20 gr, mówię, że tylko tyle mam, ale wierzę, że dozbierasz na co tam chcesz. Podziękowali i poszli (w 2 chyba do mnie podbili)
Zdarzają się więc "chore" akcje, których nie sposób wyjaśnić logicznie, dlaczego tak, a nie inaczej zachowali się agresorzy. Często poprostu moja konsekwencja i szczęście ratowały mi dupsko...
Zmieniony przez - WojTAS7 w dniu 2012-07-05 17:22:42