Mam problem z kolanem i postaram się go opisać możliwie jak najdokładniej. Jakiś czas temu postanowiłem redukować wagę. W tym celu zastosowałem aeroby. Gdy zwykła ilość przestała pomagać (3-4x30-40min/tyg.) rzuciłem się jak głupi na głęboką wodę i zacząłem wykonywać codziennie po 10 i 1/4 km co zajmowało mi ok. 75-80min szybkim marszem, czasem włączając trucht. Droga albo leśna albo betonowa (głównie betonowa). Po kilku takich dniach w trakcie zwykłego marszu (piątek)poczułem umiarkowany ból w kolanie, który jakoś strasznie mi nie przeszkadzał. Na drugi dzień (sobota)było trochę gorzej, ale ja nadal głupi zrobiłem swoją 80 minutową sesję aerobów. W trakcie chodzenia tego dnia czułem pieczący ból po wewnętrznej stronie kolana, natomiast gdy włączałem się do truchtu dochodziło uczucie dyskomfortu w samym centrum jakby ktoś przyłożył mi 200-gramowy ciężarek (coś w rodzaju takiego oporu). Tego dnia żeby zbadać co się dzieje stanąłem na prawej nodze i zgiąłem podudzie w tył. Okazało się że gdy zginam nogę ból się nasila a gdy zginam nogę jednocześnie przekręcając ją w prawo lub lewo ból nasila się podwójnie. Podczas robienia przysiadu nie czułem żadnych dolegliwości, natomiast podczas robienia syzyfki aż zasyczałem (wiem, mogłem nie męczyć kolana ) Trzeciego dnia (niedziela)było najgorzej. Gdy wstałem dało radę w miarę normalnie (chociaż z bólem) chodzić. Niestety ból nasilał się stopniowo. Gdy chciałem wyjść do sklepu oddalonego o 100 metrów nie dało rady. Strasznie zacząłem kuleć a ból stawał się nie do wytrzymania. Do sklepu pojechałem samochodem. W trakcie naciskania sprzęgła też niestety czuć było dość mocno kolano. Na szczęście w niedzielę dość sporo odpocząłem. Nigdzie się nie ruszałem. Podsumowując ten dzień: ostry, kłujący ból w wewnętrznej części i tępy ból w centrum. W poniedziałek z kolei nie poszedłem na uczelnię i kolano zaczęło wracać do normy. Od niedzieli bodajże zacząłem stosować okłady z kapusty Skończyłem stosowanie wczoraj. Jestem sceptycznie nastawiony do tego typu metod, ale poradziła mi je mama, a tonący się brzytwy chwyta. We wtorek było całkiem nieźle. Gdy wstałem nie czułem żadnego bólu. Myślałem nawet o tym, żeby zawitać na wf, jednak zrezygnowałem, bo w miarę poruszania się po domu, ból zaczął się nieco nasilać, a w trakcie drogi było tylko gorzej. Zamiast wf poszedłem na siłownię. Dużym problemem jest to, że do pociągu mam 1,5km piechotą. Później kilka przesiadek na mieście, więc summa summarum, muszę się zawsze trochę nachodzić do szkoły. A później zostaje jeszcze droga powrotna... Czasem w drodze lekko kuleję, bo ból zawsze się nasila po takiej podróży. W trakcie przesiadywania na zajęciach zwykle kolano się trochę regeneruje. W środę i czwartek znowu poszedłem na zajęcia. W środę było gorzej niż we wtorek. W czwartek gorzej niż w środę. Normalnie przysiady robię w poniedziałki ale przełożyłem trening na czwartek. Postanowiłem, że przyjdę na siłownię, rozgrzeję się i zobaczę jak mi pójdzie. Zawsze przed siadami porządnie się rozgrzewam. Tak więc podczas wymachu piszczelem w przód, czułem jak wszystko w lewym kolanie się porusza, po przyłożeniu ręki czuć zwłaszcza zewnątrzną - dużą i dolną, centralną - małą część. Ogólnie, podczas rozgrzewki ból ustępował a wejście na ciężary robocze było bardzo komfortowe. Przysiady podziałały jak znieczulenie na moje kolano. Ból praktycznie ustąpił. Jedynie promieniował trochę na piszczel. Czasem jak wyszedłem w jakimś powtórzeniu za głęboko piszczelami czułem delikatne porażenie w centrum. Po treningu zrobiłem trochę rowerka i tutaj niestety ból zaczął szybko wracać a nawet się nasilać. Dzisiaj piątek gdy wstałem czułem lekko-umiarkowany ból już od samego rana. To pewnie przez te podróże na uczelnię, a może przez siady(?). Dzisiaj nie idę na zajęcia. Jedynie przejadę się na siłownię, żeby zrobić klatkę i barki i być może kompleksy sztangowe (bo nadal chcę redukować). W weekend i poniedziałek też ograniczę swoją aktywność do minimum. We wtorek mam obowiązkowe zajęcia ale jeśli da radę załatwię sobie zwolnienie u lekarza pierwszego kontaktu. Miałem iść dzisiaj ale nie było zapisów na dogodną godzinę. Zresztą średnio ufam lekarzom pierwszego kontaktu.
Coś z kolanem zaczynało się dawno. 3 lata temu podczas robienia przysiadów poczułem z tyłu kolana w zgięciu między dwójkami i łydkami, dość nieprzyjemne uczucie naciągania przechodzące niekiedy w ból. Uczucie nasilało się z czasem i trwało chyba z rok. Towarzyszyło mi cały czas, zarówno podczas, ćwiczeń jak i chodzenia, siedzenia... Minęło dość nagle ale zostało zastąpione lekkim, kłującym bólem w przedniej części kolana. Ból nasilał się zwłaszcza podczas rozgrzewkowych serii przysiadów jeśli przed nimi się właściwie nie rozgrzałem. Raz spróbowałem nawet zrobić syzyfki na maszynie, ale tutaj już czułem zbyt duży dyskomfort. Po za tym w życiu codziennym ból mi nie towarzyszył. Jednak te dwa incydenty z przeszłości to nic w porównaniu z tym co dokucza mi teraz. Mam tyle rzeczy do zrobienia, a kolano mnie nap... Zdrowie ma się tylko jedno, więc z tego chociaż jakieś wnioski mogę wyciągnąć. Tymczasem proszę o jakieś porady, bo nie wiem co dalej. Będę was na bieżąco informował. Pozdr.
P.S. Jak będziecie chcieli mogę nawet zamieścić jakiś obrazek, który zobrazuje precyzyjnie, gdzie boli.
http://www.sfd.pl/[BLOG]_90packer__Mens_sana_in_corpore_sano.-t1088838.html
"Ciągi w paskach to jak jazda na rowerze z bocznymi kółkami" - BYK