Ale zwracam się do Was, bo wiem, że to moja ostatnia deska ratunku, polecenie napisania dostałam od koleżanki, która kiedyś uzyskała tu pomoc i naprawdę pięknie schudła.
Otóż wydaje mi się, że mój przypadek jest beznadziejny.
Każda próba schudnięcia kończy się u mnie powrotami obżarstwa - słodyczowego. A potem obżarstwo przeciąga się przez tyle dni (potrafię jeść praktycznie słodycze cały dzień i stanowią one wówczas mój jedyny pokarm), by skutecznie zaprzepaścić wszelkie efekty.
Wiem, jakie szkody wyrządziłam sobie tkwiąc w tym magicznym kręgu.
Wiem, że trzeba się zważyć, ale wolałabym tego nie robić, przynajmniej nie teraz, boję się spojrzeć na wagę. Czy dałybyście mi na początku taryfę ulgową od mierzenia i ważenia? Bardzo proszę o litość
Ogólnie: 23 lata, 173 cm wzrostu, waga: ok 70 kg.
Nie wiem, czy jest jakaś rada co do mojego przypadku, nie mam pojęcia. Od poniedziałku mam wakacje (4 tygodnie) i moim celem jest uporządkowanie diety i ogarnięcie się, będę mieć więcej czasu i mniej wymówek typu: stres, 2 kierunki studiów, za krótka doba, za zimno by ćwiczyć itp.
Moja kondycja jest praktycznie nieistniejąca, muszę przyznać. Prowadziłam od listopada ubiegłego roku SIEDZĄCY tryb życia. Zero sportu.
Czytałam trochę i wnioskuję, że powinnam zacząć dietę od 1800 kcal? Rozkład 130 B / 160 WW i reszta tłuszcze?
Czy ktoś miał podobny problem?