Jakaś wirusowa choroba mnie dopadła na drugi dzień po napisaniu poprzedniego posta Pyk,, 40 stopni gorączki, pękająca głowa i spanie przez 3/4 dnia plus zatoki zakorkowane na amen. Teraz trochę mi lepiej, temperatura też trochę niższa, ale treningi to zacznę raczej po świętach. Zła jestem strasznie, bo w sumie to podniesiona na duchu waszymi sukcesami napaliłam się na ponowne majtanie hantlami
Miska była w miarę czysta, przy czym główną rolę grał i gra rosół przyszłej teściowej Taki na kościach, bardziej wypaśny. Jutro planuję powrót do normalnej miski, aczkolwiek apetytu na razie wielkiego nie mam.
Pozdrawiam i idę odbyć uzdrawiającą drzemkę