Przyszła @, przyszedł kryzys... Co prawda nie zawaliłam miski ale np. dodałam chleb (razowy, bez drożdży, na zakwasie) i miałam mniej kalorii niż powinnam.
Wynikło to z tego że dostałam obrzydzenia do jedzenia... (gdyby nie fakt, że miałam @ to pomyslałabym że to objawy ciąży
). Kupiłam 0,5 kg świeżego łososia, zrobiłam go na parze w ziolkach w cytrynie - cud miód. Zjadłam 100g i koniec... Sam zapach wywołał
odruch wymiotny, tak samo jak indyk, kurczak.
Już miałam się poddać i stwierdzić, że to nie dla mnie ale pomyslałam, że spróbuje wrócic do produktów z glutenem i może jak dorzucę jakis makaron i pieczywo to znów ruszę do przodu (kasza też juz ciężko idzie).
Treningi się odbywają, dziś też będzie, wrzucę rozpiskę.
Wiem że to wyglada jakbym się użalała nad sobą ale naprawdę próbowałam się zmusić i było mi szalenie przykro że nie daje rady. Czuje jakbym zawiodła nie tylko siebie ale i wszystkich którym powiedziałam o moim nowym pomyśle.
Tak więc wrzucam michę na dziś... i do przodu.