Niektórzy wegetarianie/weganie (np. Gary Yourofsky) używają argumentu, jakoby owoce zawierały stosunkowo duże ilości wolnych aminokwasów, wchodzących w skład enzymów obecnych w tychże owocach. Miałyby być one rzekomo dobrze przyswajalne i przy niewielkim wydatku energetycznym (odpada energia niezbędna do strawienia dużych białek).
Jednak jak wiemy z tabeli żywieniowych, ilość białka w owocach jest czysto symboliczna.
Konkluzja: albo argument jest naciągany, albo sposób pomiaru ilości białka w owocu/warzywie nie uwzględnia puli 'wolnych' aminokwasów.
Dowodem mającym popierać w/w tezę jest to, że naczelne np. goryle, o podobnej budowie i fizjologii odżywiają się głównie owocami/warzywami i mają potężną masę mięśniową. A przecież u nich nie działa to w takim mechanizmie jak np. u krowy, gdzie na pokarmie roślinnym hodowane są bakterie, które są następnie trawione.
Istnieją również sportowcy, którzy zarzekają się, jakoby budowali masę mięśniową na pokarmach wegańskich, przy czym strączkowe miałyby nie grać tu pierwszych skrzypiec.
Proszę o merytoryczną dyskusję.
Z góry dziękuję.