Na siłowni trenuję już od prawie 2 lat, wcześniej też mi się zdarzało, ale raczej nieregularnie. Na początku jak każdy nowicjusz rzuciłem się na wszystkie pomysły jakie mi podsunął ktokolwiek. Ale od prawie roku przerzuciłem się na trening FBW. Zauważyłem, że lepiej on na mnie działa i mam przy tym większy zapał do chodzenia na siłownię.
Najpierw trenowałem 5x5 FBW. Rezultaty były bardzo zadowalające - rosła mi siła, sylwetka też znacznie się poprawiła. Jednak kiedy dotarłem do ściany, zmieniłem trening na HST. Skończyłem właśnie 3 cykl i jestem również bardzo zadowolony, ale po raz kolejny dotarłem do bariery, której nie mogę pokonać. Na początku ubiegłego roku postanowiłem sobie, że we wszystkich podstawowych ćwiczeniach będę robił serie po 10 powtórzeń 100 kg. W przypadku przysiadu, MC i wiosłowania sztangą udało mi się to. Ale jeśli chodzi o wyciskanie leżąc, to tutaj jest dużo trudniej. Na chwilę obecną mój maks to 3 powt. 90 kg., a 10 powt. robię na 70-75 kg.
Ostatnio szperałem trochę na forum i w internecie i znalazłem taką ciekawostkę - Trening Cheta Yortona.
Podobno wykonywał on początkowo tylko 4 podstawowe ćwiczenia, i tylko po 2 serie każdego z nich, ale powtórzeń wykonywał w po 22 w każdej z nich. Czy myślicie, że warto wypróbować taki plan przez kilka tygodni i czy będzie on miał pozytywny wpływ na poprawę wyników?
3 razy w tygodniu:
Martwy ciąg - 2 x 22 powt.
Wyciskanie nad głową - 2 x 22 powt.
Przysiad - 2 x 22 powt.
Wyciskanie leżąc - 2 x 22 powt.