SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Xzaar77 DT - droga do Paris Marathon i 1/2 Ironman Gdynia 2014

temat działu:

Strength & Endurance

słowa kluczowe: , , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 365288

Nowy temat Temat Zamknięty
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 520 Napisanych postów 10132 Wiek 49 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 68495
A toru tam jakiegoś nie masz w okolicy? Ścieżki rowerowej? Bladym świtem nie powinno tam być tłoku.

------------------------------------
Сила это способность
http://www.sfd.pl/Kettlebells_Sztanga_Bieganie_Sila_dla_cierpliwych_By_MaGor_Vol3-t1078817.html
------------------------------------
Spis treści i indeksy:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/69665444/sfd/pub/dziennik/spis_tresci.html
------------------------------------
http://www.sfd.pl/Pomoc_dla_małego_Igorka__serdecznie_zapraszamy_!-t1022615.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 550 Napisanych postów 7987 Wiek 47 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 99207
Nie, ale jak pisalem - jade kawalek i mam trase przez las, doskonaly asfalt z zakazem ruchu. Kiedys nagram nawet ;)

Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/_DT_Xzaar._Triathlon,_cel_Double_IronMan_2017_-t1018057-s340.html

Cele 2016:

1. Sieraków Triathlon dystans 1/4 IM - http://triathlonsierakow.pl - 28.05.2016 - 02:34:12
2. Challenge Venice dystans IM - http://www.challenge-family.com/challenge-venice/ - 05.06.2016 11:47:48
3. Challenge Poznań ME dystans IM - http://challenge-poznan.pl - 24.07.2016 11:35:22
4. Ironman 70.3 Gdynia - http://ironmangdynia.pl/pl/ - 07.08.2016

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 178 Napisanych postów 2112 Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 82535
xzaar77
Mialem na mysli innych gosci dziennika, nie Ciebie ;) Nie kazdy zna roznice, tak sadze, bo ja pol roku temu nie znalem np. W kazdym razie ja sie czuje bardzo slabo w chwycie czasowym, a w gornym.. jest za wysoko, meczaco no i nie po to jest lemondka by z niej nie korzystac :) Duzo wody w Menie uplynie, zanim bede sie czul pewnie na drodze publicznej :(
Potrenujesz i bedzie pieknie. Ja mam o tyle lepiej ze na ogol jezdze sobie po drogach krajowych i wojewodzkich to tez ruch pieszych jest zerowy praktycznie, czasem tylko ktos smignie rowerkiem a tak tylko samochody dlatego wowczas moge jechac sobie nie patrzac w przod nawet jesli nawierzchnia na to pozwala a mam tak dobrane trasy ze pozwala.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 550 Napisanych postów 7987 Wiek 47 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 99207
Bede sie staral, jedno co do dobre to to, ze tu kierowcy naprawde szanuja rowerzystow i omijaja bardzo bezpiecznie - pewnie dlatego ze wiekszosc z nich tez jezdzi rowerami, bo jezdza prawie wszyscy.

Zwracam sie z prosba do Marty o blokade dziennika, chcialbym zakonczyc go wpisem po, mam nadzieje, przebiegnietym maratonie. Wszystkich zapraszam do tymczasowego dziennika w dziale 35+ , tam tez ulokuje nowy dziennik juz na stale.

Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/_DT_Xzaar._Triathlon,_cel_Double_IronMan_2017_-t1018057-s340.html

Cele 2016:

1. Sieraków Triathlon dystans 1/4 IM - http://triathlonsierakow.pl - 28.05.2016 - 02:34:12
2. Challenge Venice dystans IM - http://www.challenge-family.com/challenge-venice/ - 05.06.2016 11:47:48
3. Challenge Poznań ME dystans IM - http://challenge-poznan.pl - 24.07.2016 11:35:22
4. Ironman 70.3 Gdynia - http://ironmangdynia.pl/pl/ - 07.08.2016

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 11148 Napisanych postów 51557 Wiek 30 lat Na forum 24 lat Przeczytanych tematów 57816
Zamykam

I nie ukrywam, że dział straci na Twojej nieobecności
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 11148 Napisanych postów 51557 Wiek 30 lat Na forum 24 lat Przeczytanych tematów 57816
Welcome back!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 550 Napisanych postów 7987 Wiek 47 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 99207
Dzieki Martusia :)

Zegnam sie z Wami - symbolicznie. Czas na koniec tego dziennika. Sentymentalnie, ale krotko. Dziekuje Wam wszystkim razem i kazdemu z osobna za cudny rok. Mialem w Was wsparcie, kibicow, bratnie dusze - wszystko czego moze potrzebowac czlowiek w ciezkiej walce z soba. Dziekuje Pawlowi za przywrocenie mnie do zycia, Marcie i Hubertowi za opieke nad dzialem, wszystkim gosciom dziennika. Wszyscy byliscie moja sila i motywacja. Zmieniam miejce - postanowilem isc za ciosem i atakowac trudne cele wytrzymalosciowe - bedzie u mmnie coraz mniej CF - dieta nawet nie zblizy sie do Paleo - przenosze sie do dzialu 35+ ale nigdy nie zapomne, ze to tu stawialem pierwsze kroki i tu wrocila we mnie sila i moc.

Dziennik konczy sie przed realizacja wszystkich tytularnych celow, ale pierwszy - juz za mna. Jestem maratonczykiem, dla siebie i dla Was. Reszte zrealizuje albo padne na trasie, slowo moje macie, a ono nie dym. Zapraszam do nowego dziennika, zawsze sluze swoim skromnym doswiadczeniem, zawsze i dla kazdego znajde czas - tak jak i dla mnie zawsze kazdy tu byl pomocny.

Wpis zakoncze kopia relacji z maratonu w Paryzu, ale by nie umarl przekaz:

Kochani. Nie ma nic wazniejszego niz Wasze marzenia. Pytajcie moderatorow, znawcow w dzialach, idzcie po swoje, realizujcie marzenia. Ci ludzie sa tu dla Was - nigdy Wam nie odmowia pomocy. Kazdemu z Was sie uda, tylko walczcie.

Pozdrawiam Was serdecznie !!!


Mój ( pierwszy ) maraton.


Opowieść będzie prosta tak, jak proste są moje przeżycia. Czytałem wiele relacji z maratonów - mniej lub bardziej wzniosłych - w zależności od odczuć i przeżyć autora - moje wspomnienia są cudownie nieskomplikowane, jasne i wyraźne.

Wstęp.

Nie będę raczył Was historią mojego życia, opowieść powstaje dla mnie i koleżanek i kolegów z forum głównie, a tu wszyscy wszystko o mnie wiedzą. Długa droga od zapuszczonego grubasa do wysportowanego, dobijającego powoli do czterdziestki mężczyzny - 2 lata uczciwej pracy, oto jestem tu, gdzie mnie czytacie.

Paryż.

Z naszego miasteczka wyruszyliśmy już w czwartek rano, w Paryżu jesteśmy już o 16, zostawiamy w hotelu pieski i jedziemy autem ( brawo za głupotę ) na targi biegowe - odebrać pakiet startowy, kupić jakieś drobiazgi na pamiątkę. Zakupów na takich imprezach nie polecam, ceny wyższe o kilkadziesiąt procent - ale z kolei nie kupić choćby koszulki - żal. Kończy się na koszulce dla mnie i żony i wkładkach do butów - których oczywiście w maratonie nie użyję, bo to nie czas na eksperymenty.

Wieczorem zwiedzamy Paryż, to samo w piątek i sobotę, dobijają do nas znajomi, mam już silną grupę wsparcia :) Miasto - z jednej strony piękne, z drugiej brudne i koszmarnie drogie - bywałem tu już wcześniej i niewiele się zmienia w tych kwestiach.. No, może jest jeszcze drożej ;)

Mój maraton.

Sedno sprawy. Cytując, to jest ten dzień, kiedy liczy się tylko zwycięstwo. Oznacza ono dla każdego biegacza co innego, celi jest tyle ile osób na starcie. Moje są jasne - ukończyć w dobrym stylu - przebiec całą trasę, nie wyjść na gołosłownego - złamać barierę 4 godzin - i nie umordować się przy tym - mieć frajdę z pierwszego maratonu.

Wieczorem w sobotę zachowuję się jak zawsze - połykam moje 8 kapsułek Black Devil od HiTec, przeglądam forum i śpię. Śpię jak dziecko, budzik podrywa mnie o 4.00 na śniadanie - zjadam, wracam spać, zasypiam w kilka chwil. Ponownie budzik wyrywa mnie ze snu o 7.00. Leząc zakładam kompresyjne skarpety - to ważne jeśli mają spełnić swoją rolę - potem toaleta, ubieram się w kompletny strój startowy, sprawdzam zawartość pasa biegowego - na górę bluza, którą porzucę bezpowrotnie na starcie - bilet na metro, 5 euro na drogę, pożegnanie z żoną - będzie na mnie czekać w umówionym miejscu na trasie - i ruszam :) Po drodze na metro robię zakupy - 0,5 l wody :) Dziś nie trzeba znać miasta, nie potrzebna jest mapa metra. Wszyscy i tak jadą w jedno tylko miejsce - dziś liczy się w Paryżu tylko maraton.

Po kilku minutach spaceru na metro jestem już naładowany adrenaliną i gotów na wojnę - nie przesadzę, jeśli napiszę że co druga osoba spotkana na ulicy życzyła mi powodzenia. Dziś każdy biegacz jest bohaterem, to jest nasza chwila !

W metrze - kibice i biegacze. Kibice śmieją się i rozmawiają, biegacze nie - my po raz 46 sprawdzamy napięcie sznurowadeł, bez żenady oglądamy się wzajemnie, jakie mamy buty, zegarki - jaki czas na numerze startowym - reszta - wiek, ciuchy, nie ma znaczenia. Spotykam ludzi z całego świata, siedzę z dziewczyną z Chin, przyleciała z Pekinu z chłopakiem - na maraton w Paryżu pieniążki zbierała 3 lata - spełniają marzenie - ona pobiegnie po swoją życiówkę, on obejrzy miasto - jest młodym architektem po studiach. Po przesiadce gubimy się, ale ja mam już nowe towarzystwo - z Meksyku ! Nie rozmawiamy o biegu - słucham o tequili, jedzeniu, o tym jak piękny jest Meksyk. Nie zauważam nawet gdy czas wysiadać, jestem dokładnie pod łukiem triumfalnym.

Wychodzę z metra i stoję jak zaczarowany. Tysiące, dziesiątki i setki tysięcy ludzi - biegaczy i kibiców. Czad. Szybko odnajduję się z kolegą Bartkiem, poznanym na forum biegowym, dziś będziemy walczyć każdy z sobą, ale ramię w ramię. Bartek debiut ma już za sobą, będzie mnie wspierał doświadczeniem, pilnował bym pił na każdym punkcie, ale przede wszystkim - bym swoim zwyczajem nie wyrywał do przodu zbyt mocno. Odnajdujemy swój sektor startowy, stajemy w kolejce do sikania, rozmawiamy z ludźmi w koło - robi się ciepło i już wiemy że pogoda nas nie rozpieści. W głośnikach odliczanie a później rydwany - wiemy ze wystartowali zawodowcy. Niech lecą, oni są tak zabiedzeni że damy im fory :) Będą na mecie gdy my osiągniemy okolice 10 km. 

Nadchodzi ta chwila - zrzucam bluzę, nasz sektor przechodzi w pole startowe - startujemy 46 minut po grupie pro. Odliczamy, odpalam suunto, bojowy okrzyk - jeden krok i to już - jestem na trasie mojego maratonu - spełniam swoje marzenie. Najbliższe godziny zweryfikują mój trening, mój system odżywiana, ale przede wszystkim mój charakter. Wiem że będzie ciężko, nie ma jeszcze 10 a słoneczko juz grzeje. To nic, taki detal nas nie zatrzyma, nie dziś.

Rozpoczynamy zgodnie z planem z grupą na 4:00:00 - pierwszy kilometr 5,45. O dziwo - jest mi dobrze od pierwszego kroku. Zwykle nie mam przyjemności z pierwszych kilometrów biegu - dziś jest inaczej a ja już wiem co to magia maratonu. Płyniemy przez miasto napędzani emocjami i rykiem, dosłownie rykiem tysięcy kibiców. Gdyby nie Bartek, pewnie odpaliłbym już swoje 5,20 - i zapłacił za to na końcówce. Jest jednak konsekwentnie, nie wiedzieć kiedy mijamy piątkę, na ósemce odpalam kamerę i nagrywam kilka chwil. Dyszka, a ja czuję się jak na pierwszym km. Piję na każdym punkcie - przyśpieszamy, a pierwsi biegacze już idą - albo biegną takim systemem, albo dali się ponieść emocjom na starcie. Współczuje im, nie są dla mnie rywalami, przeciwnika mam dziś tylko jednego - swoją słabość. Kibice wychodzą z siebie by nam pomóc, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Dziś każdy biegacz jest gwiazdą, to jest nasz dzień. Mamy dużo siły, bawimy się z kibicami - wołamy Allez ! - odpowiadają nam setki głosów, niesie mnie ekstaza. W tej chwili mogę wszystko.

Druga godzina biegu - ona, ze swoją koleżanką, godziną numer trzy - robi nam największą krzywdę. Jest już upał, żar wali mi się na głowę. Nie myślę o tym, chowam się za kolegą bo nadal jest ciasno, cieszę się chwilami, koncertami, kibicami. Pijemy na 15 km, ciasnymi ulicami wspierani potęgą dopingu lecimy. Mam na plecach napis Polska - podbiegają do nas wszyscy rodacy - Ci którzy nas wyprzedzają, zwalniają by się przywitać, Ci, których my wyprzedzamy - przyśpieszają na chwilkę, doganiają nas, życzą powodzenia. Znów dostaję zastrzyk adrenaliny, kocham swój kraj jeszcze bardziej. Dołącza do nas dwoje rodaków - Monika z kolegą. Biegli na złamanie czwórki, ale byli w grupie na 3,45. My grupę na 4.00 zostawiliśmy za sobą na 12 km - powoli budujemy zapas, po kilka sekund na km. Monika i jej kolega są z nami bardzo długo, tracimy się z oczu dopiero gdzieś w okolicy 34 km. Może spotkali swoją ścianę, a może popłynęli do przodu, jestem pewien, ze dali radę !

Międzyczasie, jest 21 km. Czuję się nadal doskonale, choć słońce niszczy mnie jak wszystkich. Na punktach biorę już nie jedną ale dwie wody - jedną zużywam od razu, drugą niosę, używam 2 km dalej - dzięki temu na kolejny punkt czekam tylko 12 minut. Strażacy ratują nam życie kurtynami wodnymi, policja dopinguje syrenami, Paryżanie są w amoku, cale miasto woła Allez ! Allez !

23 km - jest moja ekipa, żona, przyjaciele. Chuda podaje mi daktyle, ale lecą na stronę od razu - nie jem. Widzę jak ludzi niszczą żele, coraz więcej osób wymiotuje, leży na chodnikach. Widok bliskich znów ładuje moje akumulatory, znów jestem niezniszczalny. Jest wąsko, często w tłumie tracę do kolegi kilka, kilkanaście metrów, zaczynają się slalomy. Muszę podganiać - zaczynam biec interwałowo.. Źle ! Nic nie poradzę, takie mam warunki na trasie.

Do 32 kilometra płynę, jest gorąco, ale kibice mnie niosą. Ciągle biegnę rwanym rytmem, tłok niemiłosierny. Mamy już kilka minut zapasu, wszystko idzie pięknie. Zbyt pięknie :)

Tunele. Nienawidzę ich od wczoraj. 3 potężne tunele - zbieg pod ziemię, bieg w tunelu, ciemno, duszno, powietrze gęste - wybieg na górę - mnie wydaje się kąt wynosi 45 stopni ;) Ludzie idą, my biegniemy. Kocham biec pod górę więc składam się, skracam krok i ciągnę. 3 cykle - i teraz czuję że jestem na trasie maratonu. Pojawiło się wszystko co dobrze znam, ból stóp, achillesa, dwójek. Uśmiecham się - przecież musiał przyjść ten moment. Dzięki Ci losie, ze dopiero teraz ! Boli mnie już wszystko - ale to nie jest ściana. Po troszku na nią liczyłem, gdyby przyszła do mnie teraz - w tym momencie, nie chciałbym być w jej skórze. Chwilę wcześniej mijam dziewczynkę na wózku, ma może z 12 lat - stoją z tatą na trawniku i krzyczą. Dziewczynka ma plakat - po angielsku. Czytam - i płaczę. Biegnijcie za nas, my nie możemy ! Musi to być uniwersalny przekaz niepełnosprawnych na takie imprezy, bo niedawno czytałem o podobnym przypadku na innym maratonie. Tak czy siak, miazga dla psychiki, po czymś takim poddać się zwyczajnie nie można. Płaczę, wściekły jestem i krzyczę w myślach do mojej słynnej maratońskiej ściany - jeśli gdzieś na mnie czekasz, przyjdź teraz, jestem gotów, mniej odwagę i przyjdź ! Nie pojawiła się, ani teraz, ani później.

Po raz kolejny tracę do kolegi kilkanaście metrów. Lasek Buloński - ciasno, nogi bolą mnie koszmarnie. Podnoszę głowę, widzę Bartka, to już jest dobre 100 metrów. Sprawdzam tempo, biegnę 5,35 - to jest koniec naszej wspólnej podróży, nie mam siły na kolejny interwał, nie mam siły przepychać się między biegaczami. Bartek walczy jeszcze długo, ale nadkłada ogromnie, ma dwa polary, na mecie oba pokazują prawie 44 km ! Tyle nadłożył zygzakując. Walczy, ale poddaje się i On, będzie na mecie 2 minuty przede mną.

Jestem gdzieś w okolicy 35, może 36 kilometra. Oddechowo, kondycyjnie - luźno, czuję ogromny zapas mocy. Cierpią stopy, ale mam tak zawsze, to tylko ból i już wiem, że zaboli jeszcze troszkę bardziej, i dalej poziom cierpienia wrastać już nie będzie. Próbuję starej sztuczki - myśleć o czym innym. Ciężko, bo wszystko mnie dekoncentruje - co chwilę wyprzedzają nas karetki na sygnale, od tyłu peletonu niesie się fala okrzyku - na prawo ! - zbiegamy, a karetki śmigają, to jest ten etap, gdzie maraton zbiera swoje okrutne plony - tych, którzy przecenili swoje siły, możliwości, albo mieli zwyczajnie pecha - wciąga, mieli na miazgę i wypluwa. Przez to ograniczenie przestrzeni robi się bardzo ciasno, już nie jestem w stanie biec swoim tempem, muszę dostosować się do ludzkiego węża. Sprawdzam tempo - koszmar, biegnę 6.00 - a chwilami nawet 6.30. Wiem już że mój ambitny plan weźmie w łeb. Nie mówiłem tego głośno, ale marzyłem o połamaniu czwórki o 10 minut. Już wiem ze nie tym razem - nie mam ani siły by pchać się i kluczyć między biegaczami - ani sumienia, oni tak jak ja cierpią z powodu nóg, nikczemnością byłoby rozpychać się na siłę. Po kilku minutach, gdy sytuacja nic a nic się nie poprawia, oblatuje mnie strach. Czy miałem dość zapasu by pozwolić sobie na takie straty ? Jestem czujny, wiem, że żaden z zająców na 4:00:00 mnie nie wyprzedził, ale nie oglądam się za siebie, nie chcę wiedzieć, może już są tuż za mną ? Później przekonuję się że nie było tragedii, najwolniejsze kilometr robię w 6,19 i tylko na trzech kilometrach spadam powyżej 6 minut z tempem. 

Kończy się lasek, robi się odrobinę luźniej - rzucam się do przodu, robię cztery kilometry szybciej, niesiony dopingiem, ale już wiem że nie ma sensu gonienie w trupa. Mam wybór, wypruć się w końcówce i urwać na mecie 3, 4 minuty - albo bawić się, wpaść na metę z uśmiechem, pamiętać końcówkę - nagrać ją nie martwiąc się sekundami. Wybieram to drugie - ale na wszelki wypadek jeszcze lecę, próbuję policzyć dla pewności swój zapas, nie zostawiać nic przypadkowi. Jestem w szoku, nie mogę się skupić na tak prostych obliczeniach ! Daję sobie spokój, przełączam komputerek o kilka ekranów do partnera wirtualnego, który „biegnie” na 4:00:00 - mam ponad dwie minuty przewagi, do mety 2 km - już mam pewność ze tylko wypadek może mi zabrać szczęście. Bawię się z kibicami, cieszę się jak dziecko. Mijam znacznik 41 km, znów jest ciasno, ale już się nie denerwuję. Wołam do idących, ze to już, za chwilkę, jeszcze troszkę wysiłku. Niektórzy podrywają się i biegną - inni podnoszą na mnie nieprzytomny wzrok, uśmiechają się słabo. Żal mi ich, wiem, ze dotrą na metę z fajnym czasem, ale mam pewność ze jutro będzie im przykro, że pozwolili sobie na słabość, gdy metę już słychać. Bo słyszę już metę naprawdę ! Jest gdzieś za zakrętem, czeka na mnie. Wyjmuję kamerę, włączam i widzę znacznik 42, a za nim, daleko, widzę bramę maratońskiego raju ! Nie przyśpieszam, nie lecę na wariata, nie wykorzystuję tego, co wypracowałem na treningach - zabójczych końcówek, często po 3,30 na km. Chyba cały czas nagrywam, teraz to wiem, bo zmontowałem już film. Nie pędzę, bo meta jest blisko, zaraz będzie koniec - a ja nie chcę by ten sen się skończył. Ludzie już nie krzyczą, to jest ryk ! Przez chwilę czuję się tak, jak chyba czują się wielkie gwiazdy, wiem, że wszyscy Ci ludzie są tu też odrobinkę dla mnie ! 

Nie można chwili przeciągać w nieskończoność, wpadam na metę krzycząc - dopiero po obejrzeniu filmu dowiaduję się, co wyprawiałem w tych chwilach. Śmieję się i duszę płaczem na zmianę, euforia jest kosmiczna. Przez chwilę nie boli mnie nic poza sercem, ale to jest po prostu kosmiczne wzruszenie i radość. Czeka na mnie kolega, martwił się o mnie, czekał.. Biegacze to jednak fantastyczni ludzie, pierwszy raz zobaczyliśmy się kilka godzin wcześniej - nigdy mu tego nie zapomnę. 

Idziemy w stronę wyjścia ze strefy finiszu, dostajemy kolejno picie, jedzenie, koszulki finishera, medale, pelerynki. Jestem tak szczęśliwy, ze wszystko to niosę w dłoni. Przybiega żona, a ja jestem siny, szczękam zębami i trzęsę się - jestem cały mokry od potu i wylanej na siebie wody, organizm błyskawicznie się wychładza. Szybko ubieram suchą koszulkę, polar i pelerynę, ale trzęsę się jeszcze długo. Puszcza mnie adrenalina i napięcie mięśni i za chwilę ledwo idę. Na zmianę śmieję się, piję i płaczę, i tak wiele razy. Wyglądam chyba bardzo źle, podchodzą biegacze, pytają czy wszystko ok. Jest ok, ja po prostu jestem szczęśliwy. Po kilku minutach wraca ciepło, juz jest dobrze.

Zostałem maratończykiem, w wieku 37 lat, ważąc w dniu startu 92 kg, uzyskałem czas 03:58:36 - co mniej ważne, zostałem na podstawie czasu netto sklasyfikowany na miejscu 14.891 - co w świetle informacji od organizatora, ze łącznie do biegu stanęło ponad 48.000 osób - oznacza, że zmieściłem się w pierwszych 30% stawki w największym maratonie świata ! Tego już nikt nigdy mi nie odbierze.

Na koniec.

Bez patosu, postaram się. Było warto. Nie spotkałem mitycznej ściany, płakałem, ale ze szczęścia a nie z bólu, nie czuję się bohaterem, chyba że przed sobą, a moje życie nie zmieniło się za dotknięciem magicznej różdżki. Ale było warto. Nie pomyślałem ani razu - po co to robisz, nie dasz rady, już nigdy więcej - na 38 km planowałem już strategię na kolejny maraton. Było, do diabła, warto. Spotkałem świetnych ludzi, dałem troszkę radości bliskim i znajomym, przez co sam tej radości mam ogrom, i dlatego było warto. Przekonałem się, ile warte jest dane sobie samemu słowo, ile warta jest moja psychika, że ogranicza mnie tylko moja głowa - i dlatego było warto ! Spełniłem marzenie, i tylko dla tego jednego argumentu, było warto !




Do Was.

Spełniajcie swoje marzenia, małe i wielkie. Walczcie o nie, tylko od Was zależy, czy przeżyjecie to co ja. Nie słuchajcie, gdy mówią Wam że jest za późno, że to daremny trud, że się nie nadajecie i nie dacie rady. Dacie radę ! Każdy z Was da radę, i nie jest ważne czy Waszym marzeniem jest maraton, triathlon, podnoszenie ciężarów czy atletyczna sylwetka - po prostu musicie iść po swoje. Pomyśl o tym, o czym marzysz. Nakreśl sobie plan, realny, rzetelny i uczciwy. Zacznij go realizować. Nie poddawaj się nigdy, na żadnym etapie. Jak będzie ciężko, daj z siebie jeszcze więcej. Jak się potkniesz, upadniesz, wstań silniejszy, przekuj swoją słabość w złość, a później złość w siłę. Idź po swoje marzenie jak po coś co już należy do Ciebie. Jest po prostu odsunięte w czasie. Nie jest kwestią czy, ale kiedy będzie na wyciągnięcie ręki. Wiem co mówię, przeszedłem tę drogę, a jeśli udało się mnie - może to zrobić każdy, możesz to zrobić Ty !













Zmieniony przez - xzaar77 w dniu 2014-04-13 21:45:25
1

Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/_DT_Xzaar._Triathlon,_cel_Double_IronMan_2017_-t1018057-s340.html

Cele 2016:

1. Sieraków Triathlon dystans 1/4 IM - http://triathlonsierakow.pl - 28.05.2016 - 02:34:12
2. Challenge Venice dystans IM - http://www.challenge-family.com/challenge-venice/ - 05.06.2016 11:47:48
3. Challenge Poznań ME dystans IM - http://challenge-poznan.pl - 24.07.2016 11:35:22
4. Ironman 70.3 Gdynia - http://ironmangdynia.pl/pl/ - 07.08.2016

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 36 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 488
jesteś mistrzem !
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 319 Na forum 13 lat Przeczytanych tematów 10429
Mimo że ostatnio się nie odzywałem, co jakiś czas starałem się odwiedzać Twój dziennik ;) Pokazałeś wszystkim że jeżeli ma się upór w dążeniu do celu to można robić coś dla siebie, można pokonać swoje słabości. Ta sumienność w treningu, w prowadzeniu bloga bo nie oszukujmy się jeżeli ktoś dużo trenuje, pracuje i ma rodzine to ciężko to spiąć wszystko, a Ty masz w sobie tyle tej dobrej energii, samozaparcia że zrobiłeś kawał dobrej roboty, na pewno nie jedna osoba czytając te wpisy, ruszyła dupsko z kanapy ;)

Dawno i nieprawda : http://www.sfd.pl/[mocnyM]__IRON__Cross_Training_&_Diet_System_SFD-t907479.html

"bądź dla siebie katem na treningu, by przeciwnik nie był dla Ciebie katem na ringu!"

Nowy temat Temat Zamknięty
Poprzedni temat

CrossFit na poprawe kondycji i koordynacji ruchowej

Następny temat

Frani DT

WHEY premium