Nie jestem taki do końca początkujący, bo ćwiczę siłowo od około 3 lat, z tym, że w moim przypadku ćwiczenia te nie mają charakteru priorytetowego.
Tzn. moim priorytetem jest koszykówka. Gram na poziomie amatorskim, ale dość wysokim.
Ćwiczenia siłowe traktuję jako element, który pomaga mi stać się lepszym koszykarzem i muszę przyznać, że w moim przypadku bardzo się to sprawdza.
Mój wygląd też się znacznie poprawił, co nie jest może dla mnie najważniejsze, ale nie powiem, żeby było bez znaczenia.
Chętnie bym kontynuował dotychczasowy rytm treningowy, ale doszedłem do etapu, w którym trening siłowy dwa razy w tygodniu zaczyna mi przeszkadzać.
Chodzi o to, że w kosza również gram dwa razy w tygodniu. I tak się składa, że dzień po koszu jestem zbyt wyczerpany, żeby efektywnie ćwiczyć siłowo.
Z kolei jeżeli zrobię trening siłowy dzień przed koszem, to przekłada się to na gorszą grę - gorsza precyzja rzutu, "zwiotczałe nogi", itp.
Wychodzi z tego, że najlepiej by było dla mojej gry, żebym siłowo ćwiczył zaledwie raz w tygodniu, kiedy będę mógł zrobić dzień przerwy przed i po grze (w moim przypadku jest to piątek).
I tu mam pytanie do Was - czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji kiedy łączył trening siłowy zaledwie raz w tygodniu z dwoma innymi, ale bardzo intensywnymi "treningami" pod względem wysiłku (jakim są około 1,5 - 2 godzinne mecze na wysokich obrotach, gdzie pot leje się ciurkiem).
Czy tak rzadki trening siłowy może dać jeszcze jakiś rozwój - pod względem siły, ale także i "obwodów"? :)
Czy może będzie to zaledwie utrzymanie obecnych efektów?
Będę wdzięczny za Wasze spostrzeżenia i obserwacje.
BTW: nie bez znaczenia pewnie będzie mój wiek - mam ponad 30 lat i należę do dość zapracowanych osób, więc nie jest łatwo jeżeli chodzi o regenerację.