-ciągła, powolna redukcja od grudnia do następnej masy, czyli do września (na dożynki byłbym shredded as f*** :D)
-redukcja normalnym tempem, ale dałbym sobie luzu w kwietniu (egzaminy) i lipcu (pierwszy miesiąc wakacji - wiadomo) i siedział na zerowym bilansie kalorycznym.
-ekstremalna redukcja do kwietnia, potem tylko ewentualnie "kosmetyka" formy przed wakacjami.
która wersja jest najprostrza, najwygodniejsza i najmniej wyniszczająca dla organizmu? P000000zdro