W tym momencie od dwóch tygodni starałem się trzymać dietę 'na utrzymanie' wagi, której zrzut poniżej. Jestem z natury osobą która dość łatwo łapie fat, dlatego staram się ciąć węgle na rzecz tłuszczy. Do tego po treningu dorzucam białko Sciteca (100% whey isolate) Podana dieta ma charakter orientacyjny, chodzi o ogólny schemat - około 2800-3000 kcal. Przez dwa tygodnie zarówno waga jak i obwody stoją w miejscu przy dotychczasowym planie treningowym (głównie interwały, 1-2 dni w tygodniu z wolnymi ciężarami), więc myślę że jest ok.
Rozpisałem się trochę, ale chciałem żebyście wiedzieli co i jak i dochodzę do sedna - od lutego zamierzam zacząć robić masę - moja prośba dotyczy takiego dostosowania diety, żeby dobić do 3500kcal, jednak mam jakiś podświadomy lęk przed pakowanie węgli na maksa... Proszę o porady, ewentualne korekty jeśli coś w aktualnym schemacie wam się nie podoba ;) Zastanawiam się czy zostać przy takiej misce i dorzucić jakiegoś bulka do tego, czy zmienić coś w schemacie i czekać na efekty a wtedy ewentualnie dopakować prochami ;)